Wszystkie kontrolki na panelu sterowania nagle błysnęły po czym większość zgasła.
Mężczyzna stojący przy panelu obrócił się gwałtownie i spojrzał za siebie. Leżące na ziemi flary dostatecznie oświetlały niewielki korytarz by stwierdzić że ów mężczyzna był sam.
– Inez, Inez gdzie jesteś… – rozległ się dudniący głoś, wydobywany z ust mężczyzny.
Mężczyzna koło 30, z krótko ściętymi włosami w kolorze słomkowym, średniej budowy ciała, w metalowym pancerzy oraz wysokich butach rozglądał się wokół jak gdyby czegoś szukał.
Jego oczy niespokojnie skakały po całym korytarzu, w oczekiwaniu że coś ujrzy.
Nagle, oczy rozszerzyły się po czym twarz uśmiechnęła i złagodniała. Na końcu krótkiego korytarzyka, pojawiła się postać niewielkiej postury, szła powoli w stronę mężczyzny, lekko powłócząc nogą. Ciemnobrązowy strój zasłaniał większość ciała, lecz nawet stąd było widać że nadciągająca osoba to ghul. W nie których miejscach ubranie i skóra były tego samego, brązowego, koloru i zlewały się tak że ciężko było by wyznaczyć granice. Długie rude włosy spływały z głowy na ramiona i plecy, lekko zasłaniając zielony płat skóry na tylnej części szyi.
Twarz owego ghula miała miękkie kobiece rysy, a skutki mutacji dawały tylko znak na prawym policzku. Im bardziej zbliżała się do zamkniętych drzwi, panelu i mężczyzny tym więcej szczegółów wychodziło na wierzch. Jej przenikliwy wzrok, płynący z zielonych dużych oczu zatrzymał się na twarzy mężczyzny. Natomiast mężczyzna wpatrywał się w jej oczy.
– No co nie można sobie nawet pozwiedzać ? – powiedziała miłym głosem, lecz z pretensjami, ghulica. Po czym lekko potrząsnęła głową zarzucając trochę włosów na prawe lico.
– Nie dość że nie ma tu światła, to jeszcze żadnej robot dla mnie – kontynuowała.
W tej chwili mężczyzna odsunął się na bok, a oczom Inez ukazał się panel sterowania.
Inez przymknęła lewe oko i przeczytała w myślach napis umieszczony na tabliczce znamionowej, umieszczonej na podstawie panelu.
– Kalifo-Tech – w głowie Inez przemknęło kilka plakatów owego przedwojennego producentach, które widziała w różnych miastach. „Militarna technika bezpieczeństwa w Twoim domu „ – pomyślała Inez.
– Lart oświeć jeszcze jedną flarę muszę rozkręcić ten złom – powiedziała ghulica rozkazującym tonem. Mężczyzna bezzwłocznie wykonał rozkaz, jednocześnie patrząc jak Inez podchodziła do panelu i zsuwała z pleców niewielki plecak. Po chwili korytarz rozświetliła bardziej kolejna flara, leżąca u podstawy panelu.
Po kilku minutach, drzwi były gotowe do otwarcia, Lart stał przednimi z swoim zasłużonym lecz bezawaryjnym karabinem Gaussa. Zaparł się lekko, prawa nogą, kiwnął na Inez.
Ona po chwili nacisnęła któryś z przycisków panelu. Drzwi rozkładając się na pół, wzdłuż prostej linii, odsłoniły wypełniona mrokiem przestrzeń, Lart kopnął ustawioną przednim flarę, ta po krótkim locie wylądował gdzieś na środku pomieszczenia. Pomieszczenie nie było ani duże ani małe, akurat takie by jedna flara mogła je niewyraźnie oświetlić. Lart spojrzał z obawą na Inez i szepnął:
– Zostań tu i wyciągnij broń w końcu – wycedził to po cichu kładąc nacisk na słowa wyciągnij broń.
Sięgając po kolejną flarę, Lart myślał o tym że wszystko za gładko idzie:
Dom przedwojennego naukowca, zabezpieczony tylko panelem Kalifo-Tech, żadnych dodatkowych zabezpieczeń, to niemożliwe – co raz bardziej przekonywał siebie mężczyzna.
Odpalił flarę i ostrożnie ruszył na przód. Pomieszczenie, wyłożone było dywanem, z lewej wzdłuż szarej ściany biegła niewielka półeczka, nad nią na wieszaku wisiało stare palto, w rogu leżał parasol. Na ścianie wisiały jakieś fikuśne obrazy. Po kilku krokach Lart stanął przed kolejnymi drzwiami. Te były metalowe z klamką na szczęście. Lart rzucił przed siebie trzymaną flarę, by tak jak prędzej po otworzeniu drzwi, kopnąć ją w stronę mroku. Flara z głuchym stukiem spadła na ziemie. Ręka Larta sięgnęła klamki po czym zdecydowanym ruchem nacisnął ją a drzwi popchnął. Drzwi otwarły się tworząc metrową szparę, po czym odbiły się od czegoś i wróciły do pierwotnej pozycji. W tej samej chwili za drzwiami rozległ się hałas. Lart rozpoznał po części dobiegający hałas. Był to dźwięk łamanych kości a dokładnie kręgosłupa. Lart zanalizował szybko sytuację i stwierdził że lepiej zaatakować, teraz gdy to coś co czające się za drzwiami nieprzygotowane niż wtedy gdy się przygotuję. Ponownie popchnął drzwi, wskakując do mrocznego pomieszczenia nogą popchnął flarę która z niechęcią turlała się do pomieszczenia.
Lart wylądował prawym barkiem, na gładkiej posadzce. Jego oczy szybko przejrzały zawartość pomieszczenia : drzwi opierały się o kupkę kości nad nimi wisiała głowa z kawałkiem kręgosłupa.
Głowa była zawieszona na sznurze.
Samobójstwo – pomyślał Lart po czym szybko ogarnął wzrokiem pomieszczeniem. Była to kuchnia m wyłożona gładkimi biało-czarnymi kafelkami.
Po sprawdzeniu reszty dosyć dużego domu, Lart wrócił do wyjścia po Inez. Zastał ją siedzącą na ziemi koło panelu, jej magnetyczno-laserowy pistolet, leżał na ziemi, a zamiast w niego w ręce Inez tkwiła jakaś książka a w drugiej flara.
-Wstawaj kochanie -powiedział Lart – masz robotę.
Inez zamknęła książkę, wstając schowała ją do kieszeni plecaka po czym ruszyła w stronę Larta.
-Chyba czegoś zapomniałaś – powiedział z uśmiechem Lart wskazując leżący na ziemi pistolet.
Inez z zrezygnowaniem opuściła głowę po czym zaczęła wracać się po broń.
– Milion razy ci mówiłam ze nie lubię dźwigać tego żelastwa – powiedziała z wyrzutami Inez.
– Te żelastwo może kiedyś uratować ci życie – powiedział poważnie mężczyzna.
Po chwili oboje szli już kolejnymi korytarzami, wielkiego domu Doktora Johna Fermi, przybili tu w poszukiwania pewnego holodysku, który miał zawierać ważne dane dla ghuli z zachodniej strony Fargo.
Inez załatwiła im tą wyprawę, miała być łatwa i przyjemna, dla odpowiednio przygotowanych łowców, a ta para właśnie taka była.
Po kilku chwilach Lart wprowadził Inez do przyjemnie urządzonego pokoju, sejf było widać jak na dłoni, wielkie kwadratowe drzwiczki wielkości telewizora, nęcąco wystawały z ściany.
Jak widać właściciel nie krył się z faktem ze posiada sejf.
– Wysadzamy czy otwieramy – spytał się z nieukrywanym śmiechem Lart.
–Wysadzam – odpowiedziała zadziorne Inez, po czym podszedł do sejfu, przykucnęła i pokręciła trochę zamkiem kodowym.
– Co czyś byś nie dała rady otworzyć takiego sejfiku ?- spytał złośliwie ale z uśmiechem na twarzy Lart.
– Nie po prostu zeszło by mi przy tym trochę czasu, a chce jak najszybciej wrócić do książki.- tłumaczyła się Inez, zakładając ładunek wybuchowy wokół drzwiczek sejfu.
Zrobiła to szybko i sprawnie, wstała, obróciła się na pięcie po czym chwyciła Larta za rękę, i pociągnęła ku wyjściu. Gdy byli już bezpieczny, Lart zapalił papierosa, po chwili dobiegł ich głośny wybuch, oraz leki podmuch ciepłego powietrza. Gdy wrócili do pokoju z sejfem, kurz i pył opadł już niemal całkowicie, na ścianie w miejscu sejfu widniała, dziura odpowiednia mu wielkością. Lart sięgnął do torby, ale Inez była szybsza, to ona zapaliła flarę i podała ją Lartowi.
Oboje zbliżyli się do sejfu, który teraz odsłonił swoją zawartość. Oprócz kupki jakiś poprzepalanych kartek, kilkoma zwojami dolarów w sejfie nie było nic.
– Co do huja – przeklną Lart.
– Lart -powiedziała miękkim głosem ghulica – pohamuj swój język.
– No tak, przepraszam, no ale klops, sejf pusty, nie ma holodysku -powiedział lekko zdenerwowany Lart – myślisz że … – nie kończąc Lart zaczął rozglądać się po pokoju.
Szybko jego wzrok znalazł to czego szukał. Komputer leżał na ziemi pod przewalonym stołem, w monitor był wbity kawałek ściany. Po chwili Inez wyciągnęła holodysk z komputera podłączyła do swojego pip-boya.
– Nie, kurcze nie działa – powiedziała zdenerwowana.
– Nie no nie możliwe mu nic nie jest – mówił Lart biorąc powykrzywiany holodysk z rąk Inez.
Jednak holodysk nie działał, wychodząc z domu doktora, Lart bardzo użalał się Inez nad tym że tyle roboty poszło na daremne.
– Nie martw się damy im jakiś głupi holodysk, i wszytko będzie dobrze, nawet się nie pokapują na czas.
– Masz racje pieprzyć frajerów – powiedział pogodnie Lart.
Inez popatrzała na niego z pobłażaniem po czym, przytuliła się lekko do niego.
On lekko objął ją swymi rękami, i pocałował w głowę.
Po chwili byli już na zewnątrz, przed wejściem do zrujnowanego bloku stał ich najcenniejszy nabytek. Dodge Charger z 1966 roku. Kupili go niedawno a mimo to przywiązali się do niego, mimo ze był źródłem wielu ich kłopotów. Włożyli w niego dużo kasy, jednak są zadowoleni ze czas podróżowania po pustkowi się skrócił, a sama podróż jest bezpieczniejsza i wygodniejsza.
Gdy tak wjeżdżają do różnych miast, natykają się na różne reakcję, większość wpada w zachwyt, inni zrzędzą ze szkoda tyle kasy na takie coś, inni zazdroszczą. Ale w sumie nigdy im nie przeszkadzała reakcja innych.
Gdy już spakowali się Inez wyciągnęła, jakiś holodysk z schowka i położyła na deskę rozdzielczą. Lart usiadł na miejscu pasażera, po czym mrugnął do Inez.
Silnik od razu zaskoczył, wydając z siebie przyjemny warkot.
Ruszyli, czekała ich gdzieś dwu godzinna podróż. Jechali starą drogą, mknęli niczym rakieta.
Inez w odróżnieniu od Larta lubiła poszaleć. Podczas podróży ustalili plan działania.
Powoli zbliżali się do Fargo, wjechali do miasta przez zachodnią bramę, jechali powoli jak gdyby w obawie że nagle za rogu, lub jakiegoś okna ktoś pośle im śmiertelną rakietę.
Zobaczyli pierwszy namiot ustawiony wzdłuż ulicy, zbliżali się do osiedla ghuli, dwadzieścia, piętnaście, trzynaście.. metra za metrem coraz bliżej. I nagle warkot silnika umilkł.
Inze udała zdziwioną, przekręcił kluczyk kilka razy. Motor nie zaskoczył.
Wysiedli oboje. Lart w jednej ręce trzymał holodysk w drogiej karabin.
– Zajmij się tym -powiedział Lart – po czym popatrzał w stronę nadchodzących już ghuli.
Sam także podszedł bliżej, stał może 2 metry przed 4 ghulami. Trzymał w ręce coś na czym im bardzo zależy. Jednak oni nie interesowali się zbytnio tym lecz awarią ich pojazdu.
– Może w czymś pomóc, ja się trochę na tym znam – zaskrzeczał jeden z ghuli.
– Nie nie trzeba Inez to mądra dziewczyna naprawi to raz dwa – powiedział Lart.
– Godzina może dwie -krzyknęła z oddali Inez – i naprawie ten złom.
Lart kiwnął z aprobatą głową po czym przemówił do ghuli:
– A my tymczasem dokonajmy wymiany.
– A tak proszę, proszę – powiedział niewielki ghul zapraszając go do namiotu.
Lart usiadł wygodnie na dywaniku, odmówił napicia się nuke-coli, po czym położył, przed siebie holodysk. Ghule z skrzyni wyjęli niewielką torbę lekarską oraz 4 duże worki, które zabrzęczały uroczyście. Ghule podsunęły towar bliżej Larta, on otworzył worki, chwycił monety i potrząsnął nimi, położył holodysk na otwartym worku, po czym zaczął grzebać w swoi worku. Ghule nieco się zdziwili.
– Zapomniałem wziąć z auta, prezentu – ghule słysząc to uradowali się, ale Lart ciągnął dalej:
– Wasze zadanie było łatwe, a wynagrodzenie wysokie, więc pozwoliłem sobie przynieś wam coś jeszcze, ale zapomniałem ze zostawiłem to w samochodzie. – powiedziawszy to Lart uśmiechnął się głupio co całkiem dobrze mu wyszło. Powstał chwycił torbę lekarską i worek pieniędzy, odwrócił się i wyszedł powoli z namiotu, ghule nie zareagowali.
Lart powoli podszedł do samochodu, popatrzał się na Inez grzebiąca w silniku, i rzucił zdobycze na tylnie siedzenia samochodu. Otworzył klapę bagażnika pogrzebał trochę i wyciągnął drewnianą skrzynkę. Zaczął wracać w stronę namiotów, gdy minął już auto, potknął się i niemal przewalił, przyklęknął na jednym kolanie, gdy skrzynka uderzyła lekko o ziemie zabrzdąkały butelki. Lart sięgnął jedną ręką do skrzynki drugą do kieszeni, z kieszeni wydobył, ładną srebrną zapalniczkę a z skrzynki koktajl-mołotowa, podpalił szmatkę po czym rzucił w stronę namiotów. Butelka robiła się w połowie drogi, z namiotów wybiegły ghule, lart w tym samym czasie rzucił drugą butelkę, skutecznie barykadując przejęcie ghulą. Gdy wskoczył do samochodu Inez siedziała już na miejscu. Hałas chodzącego silnika napełnił przestrzeń, a spod kuł posypał się kurz.
Autor: Spicmir