– Ale dziś gorąco– sapnął Fred – Czy tu musi być zawsze tak zajebiście gorąco?
– Mnie się nie pytaj, ja nie wiem – odparł Jack – Ciesz się ze nie jest zimno!
– A co to za różnica?
– Nie wiesz?
– Nie kurwa a niby skąd mam wiedzieć?
– Zimno to cos odwrotnego od ciepła. Tak jakbyś wpadł do lodowatej wody.
– Aha – odparł Fred – Więc bez różnicy…
Było rzeczywiście bardzo gorąco. Wędrowcy mieli na sobie pancerze wspomagane T– 51b. Słońce odbijało się od ich srebrnej blachy. Nieśli tez ze sobą dziwne spluwy. Jedna wyglądała na karabin plazmowy a druga na pulsacyjny. Nie byli wiec to byle leszcze.
– Nie, no nie wytrzymam – mruknął Fred podkręcając regulator chłodzenia w pancerzu.
– Jestem ciekaw skąd zatankujesz wodę do chłodzenia jak ta się ci skończy?
– Zawsze musisz wszystko psuć… O tam jest jakaś rzeczka! – Krzyknął Fred.
– No rzeczywiście! – Rzekł Jack po tym jak dokonał zbliżenia obrazu przez lornetkę w wizjerach jego zbroi– Proponuje rozbić tam obóz.
– Popieram!!!
Po około pół godziny doszli do malej dolinki, w którą wpływała rzeka.
– Cos mi tu nie pasi…– Szepnął przez radio Jack – Za cicho…
W tym samym momencie z jaskini wyskoczyło 10 bandytów.
Pierwszy wystrzelił Fred spalając na popiół jednego kolesia. Zrobili wielkie oczy widząc ze ich pistolety 10mm odbijają się od zbroi wędrowców. Jack wydobył z kieszeni granat plazmowy i rzucił w największą grupkę. Czterech padło od razu, a reszta wiła się na ziemi w strasznych mękach, cali poparzeni. Jack dobył pistolet 223. I dokończył ich nędzny żywot.
– Debile…– Mruknął Fred.
– Jak cholera.
– Co teraz?
– Zmywamy się, bo zleci się reszta.
– No to co? Wkopiemy im na luzaku.
– Ale pamiętaj że ścigają nas braciszkowie.
– Zdaję mi się że niepotrzebnie dezerterowaliśmy…
– Nie pękaj! Sprzedamy ten złom i będziemy ustawieni do końca tego zasranego żywota!
– Zostańmy tu na noc.
– Niech ci będzie.
Nasi bohaterowie rozbili w tej miłej dolince obóz. Wieczorem gdy byli zajęci czyszczeniem swego sprzętu usłyszeli tętent ludzkich nóg i jakieś odgłosy. Ale to nie był tętent ludzkich nóg ani odgłosy zwierząt…
– Ty, co tam się kurwa dzieje? – powiedział Jack.
– Gówno mnie to obchodzi. Zamknij się bo chce mi się spać.
– Idę sprawdzić.
– To se idź.
Jack wspiął się po wzgórzu i włączył noktowizor, ponieważ było ciemno jak w dupie.
– Jasna cholera! – wrzasnął– Fred! Ubieraj się kurwa mać!
Fred już spał, więc go nie słyszał. Jack zbiegł szybko po wzgórzu i obudził Freda.
– Co jest Jack – spytał się tępo zaspany Fred.
– Tam są kurwa tysiące mutantów i ghuli!
– Co ty pierdolisz?! – rozbudził się Fred.
– Ubieramy się i spierdalamy do tej jaskini!
Po minucie byli już ubrani i gotowi, a głosy były coraz bliżej.
– To armia Mistrza!
– Gdzie oni idą?
– Na Główny Bunkier Bractwa!
– Musimy ich ostrzec!
– Jak? Przecież wyrzuciliśmy radia.
– Walić ich! Ratujmy się sami!
Po chwili byli już w jaskini. Okazało się że nie była pusta… Siedziało w niej jakieś pięć rad skorpionów. Nie stanowiły większego problemu dla bohaterów. Po chwili słychać było że mutanty zbiegły już w dół doliny.
– Cholera! Jak znam życie to te dupy wyślą do jaskini zwiad.
Fred go nie słuchał. Był zbyt przerażony. Nagle o coś się potknął.
– Ej Jack tu jest jakaś…klapaaa!
– O kurwa! Rzeczywiście! Otwieraj!
Po chwili zsunęli się w dół ciemnego tworu a klapa opadła w dół z łoskotem. Mutanty musiały znaleźć ich ślady, lecz zamiast badać jaskinie po prostu ją wysadziły. Fred i Jack znaleźli się w potrzasku.
– Zapal flarę, Jack.
Po chwili było już jasno. Zobaczyli przed sobą drzwi.
– To jakaś baza albo laboratorium.
– Ciekawe czy ktoś, lub coś tam jest.
Odbezpieczyli broń i otworzyli drzwi. Przed nimi pokazała się niewielka jaskinia i wielkie drzwi w kształcie koła zębatego.
– Ej Jack to jest… chyba…Krypta!!!
– Jesteśmy uratowani!
– Tylko jak te drzwi otworzyć?
– Mieszkałem kiedyś w Krypcie 12, a ta ma numer 6 więc nie ma problemu.
Problem jednak był i drzwi otworzyli po długim czasie. Weszli do środka i zobaczyli, że nikogo tu nie ma.
– Coś jest nie tak. Zawsze tu było najwięcej ludzi, bo tu był lekarz.
– Może opuścili kryptę?
– Po co?
– Nie wiem…
Zjechali windą na drugi poziom i też nie było nikogo. Na trzecim podobnie. W głównym terminalu odtworzyli zapis z kamer. Jednak ciągle występował błąd zasilania kamer. Jednak w kącie znaleźli kości człowieka, co oznaczało że krypta była już od dość dawna pusta.
– Co mu się stało?– spytał się cicho Jack.
– Widzisz te zgrubienia na kości?
– Widzę.
– To był ghul.
– Idźmy czym prędzej do magazynu.
– Po co?
– Zobaczysz.
Magazyn był zamknięty. Dopiero plastik otworzył drzwi. W środku stały puszki z napisem FEV.
– O kurwa! Mistrz użył Krypty, żeby przemienić ludzi w mutanty i ghule.
– Przeczeszmy całą bazę.
W bazie nic nie było, ale mogli tu spokojnie dożyć śmierci.
– To co, zostajemy tu?– spytał się cicho Fred.
– A mamy jakiś inny wybór?
Nagle zaczęły się ruszać kamery i z systemu wentylacji zaczął wydzielać się żółtawy gaz.
– Myślisz że będą dobrymi mutantami – spytał się Marcusa Sierżant.
– Na pewno, sierżancie, na pewno…
Autor: Kivan