– Może przewodnika? Mogę cię oprowadzić po Reno za 10$.
– Spierdalaj!
Tex dotarł do New Reno. W tym mieście jest dużo do zrobienia. Bardzo dużo.
– Hej, poczekaj chwilkę. Gdzie jest tu bar i gdzie mogę dostać pracę? – spytał McLaren ciecia, który go zaczepił.
– 5$. Wtedy ci powiem – powiedział cieć.
– Dobra a teraz mów.
Tex dowiedział się, że lokalna mafia zatrudnia do drobnych prac. Akurat przy wejściu do miasta jest bar, a w nim mieszka jedna z mafijnych rodzin.
„Można by sobie dorobić” – pomyślał McLaren. Bar, a raczej kasyno wyglądało dobrze jak na te czasy. Tex zamówił sobie piwo. Wdanie się w rozmowę z barmanem może przynieść parę informacji.
– Powiedz mi barmanie, czy mafijne rodziny zatrudniają ludzi – spytał McLaren.
– Jasne. Tylko musisz wiedzieć z kim rozmawiać. Ten facet tuż przed nami to Mały Jesus, syn Dużego Jesusa Mordino. On może coś wiedzieć o robocie.
Barman udzielił trafnych informacji. Mały Jesus powiedział, że właśnie szukają kogoś do roboty. Kazał Texowi pójść do jego ojca. Robota wydawała się prosta: dostarczenie paczki jakiemuś Ramirezowi. Duży Jesus podał dokładnie gdzie ma iść. Region ten nazywał się Stables.
– Czego tu kurwa szukasz? – spytał przenikliwie strażnik.
– Mam paczkę dla Ramireza – odparł Tex. – Wpuścisz mnie?
– Właź.
Miejsce, w którym się znalazł wyglądało jak stajnia. Pewnie stąd nazwa tego miejsca. Paru strażników pilnowało wieśniaków. Podejrzane.
– Masz moją paczkę – powiedział Ramirez. – Masz swoją kasę. Chcesz jeta? Nie? To dobrze, będzie więcej dla mnie. Widzisz, dzięki tym niewolnikom go produkujemy – skończył swoją gadkę Ramirez.
– Niewolników powiadasz? – spytał McLaren.
– Taa…
Tex sięga po pancora.
– Żegnaj Ramirez.
Tex strzelił. Ramirez z tak bliskiej odległości nie miał szans. Kolejny strzał. McLaren rzucił się za ogrodzenie. Strażnicy dalej strzelają. Tex krótko mierzy i strzela. Strażnik pada. Z zewnątrz budynku zaczynają się schodzić inni.
– Cholera! Ten skurwysyn zabił Ramireza!
McLaren wstaje, skacze i odbija się od ściany i zaczyna strzelać z dwóch desert eagle’ów (Matrixa oglądał czy co?). Nawet ten desperacki manewr nie pomógł. Tex dostał. Dostał z bozara. Zaczyna wykrwawiać się. Mimo to strzela dalej. Strażnicy stygną.
– Kurwa mać! – klnie Tex – Oby któryś miał stimpaka.
Ale stimpaka nie było.
Autor: Kronos