Pułkownik Brodzinsky

– Gówno, gówno, gówno….że też te zmutowane świnie muszą tyle żreć. Co one w ogóle jedzą? Człowiek tu umiera z głodu, sprzedałby własną matkę za kilogram szynki, a te pieprzone mutanty, mimo iż żyją w podziemiach to potrafią wysrać się dwa razy więcej niż ja jem tygodniowo…

Pułkownik Brodzinsky w dalszym ciągu przemierzał niestrudzenie otchłanie podmiejskich kanałów Necropolis. Myśl o zadaniu, jakie zleciły mu ghule nie zajmowała zbytnio jego głowy. On nigdy nie był zbyt rozgarnięty, zawsze lubił fantazjować, miewać różne nastroje. Wielokrotnie zamykał się w sobie, rozmawiał sam do siebie. Działo się to również i w tym momencie…

– Znowu one…jeszcze jakieś upaćkane w zielonym gównie…to pewnie z tej krypty, co to niby się tu znajduje…na cholerę, komu była ta krypta skoro przeżyły same mutanty. Banda debili, które nie potrafią sobie poradzić z byle…

W tym momencie monolog Brodzinsky’ego przerwał niesamowity pisk. Stanął niczym słup soli. Zaczął nerwowo macać się po plecach w poszukiwaniu karabinku, który i tak był nie naładowany. Pułkownik zawsze uważał ze starczy mu na to czasu. Być może bał się ze bron może przypadkowo wystrzelić mu i podziurawić jak sito jego tyłek, ale do tego nigdy się nie przyznawał, zawsze wygodniej było mu powiedzieć coś, co było zupełnie bez sensu, coś, z czego i tak każdy będzie się z niego śmiał. Pewnie wystawiał się na jeszcze większe pośmiewisko, niżby miał powiedzieć prawdę, ale dla niego to już było nie istotne. Gdy już dobył ociężałym ruchem ręki swoją broń i naładował ją, jego oczom ukazała się kreatura. Ciężar ciała oparty był na czterech masywnych odnóżach. Sierść była koloru orzecha włoskiego, lecz na twarzy miało to coś dziwne czerwone plamy, takie jakby od krwi. Układały się one w dość równe trójkąty, raczej niemożliwe było, aby krew mogła zastygnąć w takiej pozycji. Brodzinsky nie zastawiając się długo, wymierzył w sam pysk potwora. Dobrze ze było ciemno, bo jego przeciwnik mógłby zakrztusić się ze śmiechu gdyby ujrzał wykrzywioną, pomarszczona, a zarazem całkowicie poważna i skupioną twarz pułkownika.

Oddał dwa celne strzały. Żaden nie chybił. Mimo krępej postury i niezbyt groźnego wyglądu, Brodzinsky’emu trzeba było przyznać, że strzelcem to on był wyborowym. Prawie nigdy nie chybiał. Zawsze miał swoje zasady, których pilnie przestrzegał. Po oddanym strzale zawsze musiał dwukrotnie dmuchnąć w lufę. Nikt nie wiedział, w jakim celu to robił. Podobno podpatrzył ten gest na jednym z przedwojennych filmów. Oglądali je we wczesnym dzieciństwie razem z Larsem, jego wiernym przyjacielem. Obaj pochodzili z tej samej krypty, która obecnie jest już całkowicie splądrowana, biega w niej jedynie kilka szczurów.

Brodzinsky zawsze bardzo lubił podziwiać i zbierać pamiątki z nowych miejsc. Podobnie czynił w tym momencie. Lecz tym razem zapragnął posiąść w swojej kolekcji jeden ząb bestii, która przed chwila upolował. Wyjął z kieszeni nóż, sprawnym pociągnięciem ręki odciął żuchwę potworowi i zaczął wydłubywać ząb. Trwało to chyba z 10 minut. Pułkownik miał już całe ubranie zapaćkane we krwi, której w tak małej części ciała, jaką jest żuchwa, było jak na lekarstwo. Gdyby Brodzinsky’em zachciało się kiedyś kawałka kręgosłupa jakiegoś zwierza, to z pewnością podróżnik, który by natrafił na zwłoki pozostawione przez pułkownika, zląkłby się w obawie przed wampirami. Gdy rytuał został zakończony, pułkownik chciał schować kieł do kieszeni. Zrobił to dość energicznym ruchem, przez co końcówka zęba przebiła jego naskórek. Tym razem to krew człowieka ,,zdobiła” ciało potwora. Pułkownik po chwili dziwnie się poczuł. Dostał już dość banalnych zawrotów głowy. Po chwili upadł na ziemie.

– Nie chcieć cię tu ! Iść sobie stad! Iść, zostawić, spokój. Nieudacznik – sepleniący głos obudził Brodzinskyego. – Nie uratować nas, skopać zadanie, sam jesteś dupa, słyszysz? Jesteś dupa.

Pułkownik momentalnie oprzytomniał. Nie pamiętał nic z tego, co się działo tuż przed omdleniem. Zdziwił się mocno.

– Po co mnie tu zabieraliście? Co ja tu w ogóle robię? Ja miałbym wykonywać dla was jakieś zadanie? Chyba śmieszni jesteście. Zostawcie mnie w spokoju, mam dużo ważniejsze zadania na głowie.

Porucznik wstał z łóżka, zabrał swoje rzeczy i udał się w kierunku wyjścia z podziemi. Podczas gdy wchodził po drabince, wypadł mu z plecaka archiwalny numer,,Cat’s Paw”. Od tej pory nikt nie widział Pułkownika w tym miejscu.

Autor: Czechu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.