Uwaga! Ten text jest przeznaczony, dla osób powyżej lat 18! Czytasz to na własną odpowiedzialność.
Był on płatnym zabójcą – najlepszym i chyba jednym w okolicy. Jego zadaniem było zabicie konsula Westina. Dotarłszy do NCR, spytał się o pracę, szeryf wysłał go do już nieżyjącego teoretycznie konsula, to była tylko formalność. Wchodząc do biura konsula wyciągnął pistolet, i strzelił w bęben. Padł, ciało głucho osunęło się o ziemię, konsul widział twarz zabójcy… Został trafiony w brzuch ze słabej amunicji bez prochu. Rana była powierzchowna… Wpadł ochroniarz – kulka w oko i szybka bezbolesna śmierć. To co miał przeżyć konsul, szybka śmierć była jak zbawienie. Westin męczył się, a on wyciągnął spirytus, powiedział, że jest jak na jego wrażliwe gardło za mocny… Wylał wszystko na jego ranę…. Konsul już… Krzyczał, ciszej… Zabójca chyląc się nad nim złapał go za szyję i wbił mu strzykawkę w oko i wstrzyknął kwas solny… Co po kilku minutach rozpuściło konsulowi mózg i zabiło go. Zabójca kończąc palić papierosa rzucił go na ziemię tuż koło konsula… Wcześniej wylany spiritus podpalił się… Po godzinie znaleziono konsula martwego. Miasto wiedząc o sposobie zabicia Westina pogrążyło się w strachu. Prezydent NCR okrążył siebie ochroniarzami.
Następnym celem SPECjalisty był przywódca Rangerów, zlecił te zadanie mu jeden z Slaverów. Dostał się niepodejrzewany o nic do NCR i prosząc Rangera na osobność wbił mu strzykawkę ze środkiem usypiającym w bok i ręką zatkał mu usta. Zaciął zamek w drzwiach, wybił dość cicho szybę w małym okienku i przecinając kraty wyrzucił ich szefa na ziemię, sam też wyszedł. Przerzucił linę z hakiem przez dwu metrowy mur, zahaczając o swój już wcześniej podstawiony samochód. Przywiązał Rangera i przeszedł na drugą stronę, następnie go wciągnął. Pojechali do kryjówki w okolicach New Reno.
Slaver już czekał w New Reno z drugą częścią pieniędzy. Nie spodziewał się, że on go tu przyniesie (samochód był w kryjówce). Dał mu kasę i poszedł z nim po więcej… Dalej już nie wiedział co się stało z Rangerem. Kolejne zadanie zleciła mu Lynnete, była bardzo nieuprzejma. Kazała zabić Bishopa. W New Reno wszedł do Bishopa i zobaczył dwóch ochroniarzy. Wyciągnął dwa Desert Eagle naładowane amunicją action express i wystrzelił jednemu, potem drugiemu ochroniarzowi, a następnie w rękę i nogę Bishopa, poniżej kolana i w rękę w łokieć. Kilka osób słyszało jego strzały i po kolei wchodzili po schodach. Zabójca wziął Bishopa do innego pokoju. Wziął gaz ochronny i wypryskał klientowi cały gaz. Oślepł. Następnie polał mu rany alkoholem (wódka 45%), wyrwał paznokcie kombinerkami, poodcinał po kilkunastu minutach palce, spryskał go kwasem solnym, wysypał my sól kuchenną na rany i wstrzyknął kwas siarkowy do gardła. Lynnete miała trochę pieniędzy które wziął, po czym wystrzelił z Needle Pistole’a (tego co zabił konsula) nabojami nabitymi solą kuchenną robiąc duże powierzchowne rany. Strzał był cichy, Lynnete łzawiła, a on dał jej do picia kwas, jak Bishopowi i patrzał jak się męczy. Wyszedł. Lynnete znaleźli już martwą.
W kryjówce miał już około 500.000$. Kilkadziesiąt litrów kwasu siarkowego i solnego, kilkadziesiąt kilogramów soli, duuużo amunicji, broni i innych materiałów.
Cześć druga
Kolejne zlecenie. Jeden koleś z Vault City pofatygował się do New Reno po to, abym uwolnił więźniów. Zacząłem po kolei. Strażników przy bramie zewnętrznej zabiłem z karabinu snajperskiego (był mojej roboty i posiadał bursta i regulowane powiększenie). Czekałem kilka sekund i zabiłem trzech następnych. Mój współpracownik (zaufany, pracowałem z nim kilka lat i wszystko (nie tak dosłownie) mieliśmy wspólne) zabił ludzi w niebieskich kombinezonach. Biedna część miasta była oczyszczona. Fred (bo tak miał na imię) załadował wszystko na samochód (to co mieli strażnicy i co dali nam mieszkańcy).
Ja zlikwidowałem strażników przy bramie wewnętrznej i kolesia, co wybiegł z domu. Podczołgałem się do okna i wybiłem innych. Otworzyłem bramę, wybiegli jak kaczki, i tak samo ich wystrzelałem. Biegałem między budynkami, aż do centrum z niewolnikami. Fred zbierał wszystko. Więźniowie byli wolni, a ja z Fredem opakowani sprzętem. Dostaliśmy mało pieniędzy, ale dużo sprzętu. Dali nam też żywność i ubrania.
Tandi – mój kolejny cel, był wiele wart… Dostałem duuużą sumę, a to dopiero połowa!
Udałem się do NCR. Poprosiłem o rozmowę… Dała mi zlecenie… i połowę sumy. Moim celem było zabicie Lynnete… Nie myśląc dużo zatkałem jej usta i wstrzyknąłem środek usypiający. Wszystko zgromadziłem do plecaka i otworzyłem drzwi. Słysząc to Fred zaczął strzelać do ludzi w przedsionku, a ja wybiłem tych w największym pomieszczeniu. Fred zabrał Tandi, a ja po kolei zabijałem mieczem (kataną) ludzi. W sumie zabiłem tak tylko trzech, reszt zaczęła dostawać po głowie z Desert Eagle’a, bo się zaczęli kapować. Nagle wybuchło – Fred wysadził mur. Zabrał wszystko!
Tandi była stara i torturowaliśmy ją nieco inaczej… Najpierw ścisnęliśmy jej żyłką nadgarstki (mocno!) i nogi (kostki). Dostała martwicy kończyn. Nagle wkurzyły (a miałem się zachwycić?) mnie jej włosy! Oskalpowaliśmy ją i spirytus w ruch. Nadzialiśmy ją na pal niedaleko New Reno. Każdy wiedział, że to my… Wcześniej użyliśmy żyłki na łokciach i kolanach… Tandi padła dość szybko (1,5 dnia), ale czym się dziwić?
Następnym zleceniodawcą była właścicielka kopalni Morningstar. Mamy zabić właścicieli innych kopalni. Weszliśmy w Power Armorach z Enklawy (jakiś palant ją wysadził i go zabiliśmy, przeciętniak). Wszyscy po kulce w kolano. Było 6-ciu ochroniarzy i dwaj (no a ilu?) właściciele. Ochroniarze poparzeni kwasem poszli na pale, niektórzy bez oczu i wszyscy w alkoholu albo soli kuchennej. Właściciele: jednemu wyrwaliśmy paznokcie i obcięliśmy palce, potem kąpiel w spirytusie i w kwasie solnym, wstrzyknęliśmy też mu w oko kwas i zmiażdżyliśmy czaszkę. Czaszkę miażdżyliśmy bardzo powoli… Drugiemu wsadziliśmy lutownicę oblaną olejem w odbyt, oskalpowaliśmy i naszczaliśmy na łeb. Ale się męczył.
Wszystkie ciała zawsze wyrzucaliśmy koło naszej kryjówki tylko wynosiliśmy dalej szkielety…
A teraz mieliśmy do czynienia z kilkoma ludźmi – ludźmi Mortona i nim samym. Wszyscy po kulce w kolano. Pierwszy został potraktowany lutownicą w oleju, potem odcięliśmy mu nogi i ręce. Do lutownicy mieliśmy już nawet krzesło… Drugi został oskalpowany i w czaszkę po obmyciu spirytusem wbiliśmy mu kolec, ale tylko żeby zdjąć kości czaszki (czaszka składa się z wielu nieruchomych stawów). Wyjęliśmy mu mózg i go zakonserwowaliśmy. Następny, heh, z nudów postawiliśmy go pod rynnę z której kapało, mu na głowę. Ale zawsze w to samo miejsce. Daliśmy mu też środki na bezsenność… A w między czasie ucięliśmy mu prącie (tępym nożem) i oślepiliśmy go gazem, wyrwaliśmy oczy. Morton został potraktowany inaczej – obdarliśmy go ze skóry i wrzuciliśmy na trochę do kwasu solnego. Wszyscy byli oczywiście polani spirytusem.
Następnym celem był koleś z baru, który mnie wyzwał… Wszyscy już wiedzieli, co z nim będzie… Wyjęliśmy mu kości, a skórę rozcinaliśmy mu tępym nożem i wlaliśmy mu spirytus. Wyjęliśmy żebra, piszczele i inne kości. Pozostawiliśmy nienaruszone kręgi i czaszkę, żeby czół ból… Pozbyliśmy się jego gałek ocznych, wydłubując je długopisem. Inne przypadki były tak traktowane. Ktoś został powieszony za genitalia, umierał z bólu… Inna osoba została pozbawiona żuchwy (dolna szczęka) i oskalpowana, i z lutownicą w odbycie, i pozbawiona kości. Jeszcze ktoś inny został miażdżony na różne sposoby… Było tego wiele kombinacji…
PS: Nie pomyślcie, że jestem jakiś chory – niektórzy poprostu lubią takie rzeczy (Kill Bill?).
Część trzecia
Inne nasze sposoby:
- komuś przepiłowaliśmy głowę na pół, zwykłą piłą
- inna osoba została pozbawiona powiek i po obmyciu oczu spirytusem, wypalaliśmy je, blisko postawioną lampą stroboskopową
- lub laserem, niektórzy byli traktowani z lupą na czole…
- parę osób miało założone urządzenie z samego drutu, uniemożliwiające zamknięcie ust i ruchy językiem, i wtedy wkładaliśmy mu do gardła węża…
- innym łamaliśmy kości w WIELU miejscach i czekaliśmy aż się zrosną, albo kiedy koleś umrze z bólu (albo głodu)…
Autor: SPEC