Altman. Łysy, pomarszczony, stetryczały, krępej budowy staruszek. Wiele lat żył już na Pustkowiu i wielu sukinsynów obrabował. Większość zabił. Cóż, jeżeli chce się komuś zabrać jego ostatnie pieniądze, nie ma się co dziwić, że ten ktoś będzie walczył o swoje. Jednego sukinkota zapamięta na długo.
Siedział wtedy w jaskini, spożywając to, co udało mu się upolować. Jadł biednego, kulawego psa. To dobitnie potwierdzało, że ten rok był wyjątkowo ubogi. Psina nawet się nie broniła. Nic dziwnego, trudno się bronić przed kulą 9 mm. Altman był pewien, że kundel chciał zginąć. Wszystko i wszyscy, którzy żyją na tej parodii Ziemi, chcą zginąć, ale znaczna większość nie ma jaj, aby się wykończyć. Altman nie myślał nawet o samobójstwie, umiał o siebie zadbać. Nie przeszkadzało mu to, że nie jest czysty genetycznie, ani to, że prawie każdego dnia musi zabijać. Nauczył się, że to musi mu się podobać. I podobało się. Dzisiaj zabił starego pustelnika, bo ten nie chciał oddać mu jakiejś „relikwii”. Ot zwyczajny Holodisc z nagraniem obrazu żony pustelnika. Staruch rzucił się na Altmana i chcąc nie chcąc nasz oprych musiał go podziurawić. Ginąć za wspomnienie – to romantyczne. Za to wspomnienie Altman dostanie z 30 chipów od handlarza starociami. Jeżeli sprzeda to dla gangu Oldona to dostanie i z 20 chipów więcej. Ale oni są za daleko. A handlarz jest w Den. Nie ma co męczyć nóg. 30 chipów to też dobra cena. Kiedy tak siedział i obgryzał psie kości, zauważył kogoś idącego z zachodu. Wyglądał na przybłędę ubranego w kurtkę. Miał w ręku shotguna, a za nim wlókł się jakiś śmierdzący dzikus a kością w nosie. Klasyczny przykład dwóch pojebów, gotowych do wyrżnięcia. Altman podniósł się i złapał gnata w rękę. Nie chciało mu się bawić w pogawędki i przekonywania do oddania dóbr. Postanowił ich zastrzelić, a dopiero po fakcie pożyczyć ich kosztowności. Sam shotgun był wart z 500 chipów. A jeżeli ten dzikus jest niewolnikiem, to sprzeda go Metzgerowi. Skurwiel się ucieszy. Altman stanął na pagórku i położył się na brzuch. Wycelował w gościa w kurtce i miał już strzelić kiedy zza krzaków wyskoczył wygłodniały wilk i rzucił się na dzikusa. Skubaniec rzucił się na wilka i gołymi rękoma rozerwał mu szczękę. Frajer w kurtce strzelił wilkowi w łeb. Skrócił mu męki. Altman pozwoliłby aby zwierzę się wykrwawiło. Lubił patrzeć jak ktoś lub coś ginie w agonii. Postanowił tym razem zakończyć dobrotliwy żywot faceta w kurtce. Wycelował, prosto w głowę i…chybił. Cholera jasna! Chybił! Facet i dzikus rzucili się za skałę. Altman przyglądał się, czy któryś się nie wychyli, ale gdy spojrzał w stronę skały, zobaczył tylko kule z shotguna lecące w jego stronę. Schylił się, mając nadzieję, że wędrowiec przestanie strzelać, ale słyszał tylko odgłos odbijających się kul. Postanowił zejść na dół i tam załatwić sprawę. Szedł wzdłuż ściany pagórka. Wyciągnął SMG i wychylił się aby oddać serię w kierunku faceta w kurtce. Ale nikogo tam nie było. Chciał się obrócić, ale ogromny młot uderzył go w plecy. Altman padł na piasek. Podniósł głowę i zobaczył tylko lufę shotguna. Zanim cokolwiek powiedział, wędrowiec wystrzelił. Altman padł na ziemię. Kiedy się ocknął zauważył, że leży w kałuży krwi. Dotknął boku głowy było tam kilka ran po kulach. Tylko go drasnęły. Facet nie chciał go zabić. Darował mu życie. Altman poczuł złość, teraz był na łasce jakiegoś trepa. Podniósł się powoli i na chwiejnych nogach udał się w kierunku Den. Nie wiedział, czy dojdzie. Ból był okropny, a on ledwie widział na oczy. Szedł z dobre trzy godziny zanim dotarł do bram Den. Wczołgał się tylko do baru i tam padł na ziemię. Myślał, ze umiera. Obudził się kilka godzin później w pokoju. Nad nim stał lekarz i wyciągał ostatni fragment śrutu z jego skóry. Zabandażował mu głowę i powiedział, ze miał szczęście. Wyszedł. Altman leżał tak w pokoju, który zdawał się należeć do córki Metzgera. Ta kobieta była jedyną miłą dla niego osobą. Leżał tak i rozmyślał o tym… kiedy wróci na Pustkowia, aby zabić tego skurwysyna w kurtce.
Od tamtego dnia nic nie zmieniło się w życiu Altmana. Dalej okradał, zabijał i wracał do córki Metzgera. W końcu poprosił ją o rękę. Ale nawet kilka lat po ślubie nie zaprzestał wracać na pustkowie, głównie, aby wykończyć tego pierdolca w kurtce, który tak bardzo mu dojebał. Teraz jako staruszek nie ma szans, aby wykończyć tego idiotę. Pewnie i tak zginał gdzieś na pustkowiu. Nigdy ten frajer w kurtce nie przechodził przez Den. A może przechodził. Altman i tak go nie pamiętał, nie znał twarzy. Pamiętał tylko dzikusa, ale on nigdy się w mieście nie pojawił. Teraz to i tak nie ma znaczenia.
Autor: D-locó