Historia Jacka Roma

Rozdział #1 – „Zagadka czarnych ludzi”

Rok 2240, listopad. W Klamath był piękny wschód słońca. Miasto traperów powoli zaczęło się budzić do życia. W domu trapera Jacka Roma, o ile można tak nazwać resztki obecnie częściowo wyremontowanych dawnych zabudowań sprzed wojny, obudziła się Anna Rom, żona Jacka. Ubrała się, a następnie obudziła Jacka.
– Jack, pora wstawać.
– Eeeee, a co się stało?
– Już ranek.
– Już? Eh, dobrze, co jest na śniadanie Anno?
– Gulasz z Gekona.
– No dobra, już wstaję. – Po czym Jack ubrał się, zjadł śniadanie i z włócznią w ręku wyszedł z domu. Miał zamiar iść na tereny łowieckie, wpierw jednak „krótki spacerek”. Nie domyślał się jak długi on będzie.
Dom Jacka leżał w południowej części Klamath. Większość mieszkańców mieszkała właśnie w niej. Była ona ogrodzona, a jedynym przejściem na zewnątrz była mała ścieżka na północnym wschodzie. Północna część miasta traperów była całkowicie zamknięta ze względu na dużą ilość szczurów panoszących się tam. Niektórzy mówili o znajdującym się tam Bogu Szczurów, jednak większość uważała to za nic nie znaczącą legendę. Oprócz tych dwóch części istniały też przedmieścia poza ogrodzeniem. Znajdował się tam m.in. lokal Ardin Buckner.

Jack zmierzał właśnie ku temu lokalowi, a dokładniej ku mieszkaniu kupca Vica. Dawno do niego nie zaglądał, a miał sprawę do niego. Spróbował otworzyć drzwi, lecz były zamknięte. Widocznie wyjechał. Już chciał odejść, wtem zauważył trzy postacie. Zaintrygowało go to. Wiedząc że mogą to być łowcy niewolników zachował ostrożność. Byli w odległości ok. 30 metrów więc się przybliżył. Podbiegł do najbardziej wysuniętych ruin i ostrożnie się wychylił. Dopiero teraz zauważył, że noszą one dziwne, czarne zbroje o pozornie nieanatomicznymi kształtami. Pancerze pokrywały całe ciało, na napierśnikach widniały dziwne symbole, a do pasa były przymocowane kabury z pistoletami o dziwnych kształtach.
Po wsłuchaniu się w rozmowę czarnych postaci Jack upewnił się że są to ludzie. Mówili dziwnym głosem, lecz można było usłyszeć rozmowę. Opowiadali sobie najwyraźniej jakieś kawały. Uwagę Jacka przyciągnęło ostatnie słowa:
– W porządku, wracamy do bazy Delta. Siedzimy tu już godzinę, a jak na razie nic.
Trzej ludzie odchodzili w kierunku północno-wschodnim. Jackiem targały setki myśli. „Kim oni byli?”, „o co im chodziło z bazą Delta i co to jest?”, „pójść za nimi czy nie?”. Po chwili zdecydował – po cichu i powoli zaczął się za nimi skradać. Tak szedł godzinę. Później dostrzegł w oddali burzę piaskową. Ludzie w pancerzach zdawali się ją ignorować. Jack musiał zawrócić. Po powrocie do Klamath podjął decyzję: zbada gdzie się udali i kim oni są.

Rozdział #2-„Przygotowania”

Po powrocie do domu Jack zaczął obmyślać plan, co zajęło resztę dnia. Żona nic od niego nie wyciągnęła. Wieczorem plan był gotowy. W Den miał przyjaciela, trapera, który przeprowadził się tam. Miał nadzieję, że uda mu się go przekonać, by razem tam poszli. Powinien też kupić sobie broń. Wątpił jednak by właściciel Golden Gecko, baru na przedmieściach, miał odpowiednią broń. Nazajutrz porozmawiał z żoną. Chodź na początku nie chciała się zgodzić w końcu udało się Jackowi ją przekonać. Zabrał wszystkie skóry geckonów, włócznię, prowiant, wodę i swój pancerz metalowy. Wieczorem ruszył przez pustkowia.
Podróż trwała 3 dni. Po drodze, na szczęście, nie wdawał się w żadne potyczki, co mogło się źle skończyć. Wszystkie niebezpieczne zwierzęta, rabusiów i łowców niewolników omijał „na kilometr”. W końcu dotarł do Den. Miasto było całkowicie ogrodzone. Większość mieszkańców miasta to ćpuny, pijaki i prostytutki. Okropność. Trzeba było się wystrzegać wszystkich, a szczególnie łowców niewolników, którzy mieli tu swoją siedzibę. Dom przyjaciela Jacka był koło kasyna Becky. Zapukał.
– Kto tam? – Odezwał się głos w drzwiach.
– To ja, Jack.
Drzwi się otworzyły,stał w nich przyjaciel Jacka, Ted.
– Serwus Jack!
– Serwus! – Po czym Jack wszedł do mieszkania. Ted nie należał ani do biedoty, którą stanowiła 97% mieszkańców, ani do bogatszych. Do tych drugich można zaliczyć łowców niewolników, okolicznych sprzedawców, pracowników dwóch konkurencyjnych barów: The Hole i Becky’s oraz członków dwóch rywalizujących ze sobą gangów. Oba są pod zwierzchnictwem Metzgera, przywódcy Łowców Niewolników. Wróćmy do naszego bohatera. Ted wyciągnął dwa piwa z lodówki i zaczął rozmowę.
– To co cię tu sprowadza? Nie przyjechałbyś tu gdybyś nie miał czegoś pilnego do zrobienia.
– Racja. Potrzebuję twojej pomocy.
– Wal.
– Pięć dni temu natknąłem się na trzech gości w pobliżu Klamath. Ale to nie byli zwykli ludzie. Nosili potężne zbroje okrywające całe ich ciało i posiadali dziwne pistolety. Śledziłem ich przez jakiś czas. Kierowali się na północny wschód. Niestety musiałem zawrócić…
– I niech zgadnę. – Przerwał Ted. – Chcesz to sprawdzić a ja mam ci pomóc w tym?
– Zgadłeś.
– Więc przykro mi, ale nie możesz na mnie liczyć. Przyrzekłem sobie – nie będę wychodzić poza Den. Już tu jest okropnie.
– Ale…
– Nic z tego, żaden argument mnie nie przekona. – Powiedział chłodno Ted, po czym jednym haustem wypił resztkę piwa. Jack zrobił to samo i wyszedł jakby obrażony, co Ted zauważył. „Najlepiej iść do Flicka, on powinien mieć jakąś dobrą broń.” – Pomyślał Jack,po czym skierował się do budynku, w którym mieszkał Flick. Był to miejscowy handlarz bronią.

Jack podszedł do dużego budynku. Zapukał, otworzyła mu jakaś prostytutka. Sądząc po jej zachowaniu była naćpana. W środku było pełno pijaków i starców. Za następnymi drzwiami znajdował się Flick.
– Czego tu @#$%&?
– Hej spokojnie!! Ja handlować tu przyszedłem a ty co?
– O sorry!To pokaż co tam masz. – Jack wyjął 7 skór srebrnych Gekonów i 5 złotych.
– Ok,to czego szukasz?
– Broni,jakiejś dobrej.
– Mam karabin myśliwski, Desert Eagle’a, 44-calowego Magnuma i shotguna. – Mówiąc to pokazał broń.
– Wezmę ten karabin myśliwski.
– To będą wszystkie te skóry, starczy jeszcze na jeden dodatkowy magazynek.
– Niech będzie. – Po czym zabrał karabin wraz z magazynkiem.
Wychodząc z miasta myślał nad tym czy podjął właściwą decyzję. A jeśli okaże się że ci ludzie w zbrojach szli do nikąd? Co jeśli pożrą go zwierzęta lub ci ludzie go zastrzelą z tych pistoletów? Co z jego żoną będzie? Na wszystkie te pytania odpowiadał tak samo: „muszę się dowiedzieć i nic mnie nie powstrzyma!” Oprowadzał wzrokiem jeszcze mieszkanie Teda. Wydawało mu się, że Ted patrzy przez okno zastanawiając się czy nie powinien był z nim pójść. Tak też było.

Rozdział #3-„Odkrycie tajemnicy”

Jack zdecydował iść na północ przez 5 dni, potem na północny wschód. Jeżeli by przez kolejne 5 dni nie natrafiłby na nic to wróciłby do Klamath. Nie powinien narażać się na walki, gdyż jest uzbrojony tylko w karabin myśliwski i włócznię. Mimo że karabin jest mocny to ma do niego tylko 2 magazynki.
Po pięciu dniach w południe zdecydował skręcić w kierunku północno-wschodnim. Spotkała go jednak niespodzianka. W oddali zauważył grupę uzbrojonych ludzi. Byli nieźle uzbrojeni i nosili głównie pancerze skórzane. Jeden z nich, a było ich ośmiu, nosił pancerz metalowy. Wyglądało na to, że był przywódcą grupy. Przypatrywał się im przez kilkanaście sekund, wtem przywódca zauważył go. Był 20 metrów od niego. Krzyczał coś w stylu: „Hej ty! Choć tu!”. Jackowi coś podpowiedziało żeby go posłuchał. On i przywódca grupy wyszli sobie na przeciw. Gdy byli blisko siebie przywódca grupy wyciągnął rękę mówiąc:
– Witaj. Jestem Sam Tennor, miło cię poznać. Kim jesteś?
Jack był zmieszany, nie wiedział co powiedzieć, człowiek w metalowej zbroi uśmiechnął się.
– Jestem Jack Rom, podróżuję przez pustkowia w poszuk… – tu się urwał gdyż myślał że lepiej było zatrzymać to dla siebie. Po chwili nieznajomy spytał:
– Poszukujesz bazy Delta?
Jack się zmieszał. Nie wiedział czy człowiek w metalowej zbroi nie ma czasem wrogich zamiarów. Wiedział jednak że bądź co bądź tego już nie ukryje powiedział więc:
– Tak, skąd o tym wiesz?
– Ja też jej poszukuję.
Jack zaciekawił się.
– Jesteśmy grupą poszukiwaczy przygód. Trzy tygodnie temu zauważyłem…
– Grupę ludzi w czarnych zbrojach z dziwnym symbolem na napierśnikach?
– Dokładnie, ty chyba też to widziałeś?
– Tak, jestem z Klamath.
– Widziałem ich gdy odwiedzałem to miasto. Zdecydowałem zebrać grupę ludzi która by mi towarzyszyła w poszukiwaniu ich bazy. Mam pomysł. Czy nie chciałbyś dołączyć do mojej ekspedycji?
Jack się zmieszał. Po chwili ciszy odpowiedział że tak. Przywitał się z członkami ekipy po czym wyruszyli na północny zachód.
Ekipa była nieźle uzbrojona. Dwóch z nich miało karabiny szturmowe. Jeden człowiek miał karabin snajperski. Był to młody chłopack, około 17 lat. Pozostali mieli zwykłe shotguny. Sam miał dziwny karabin. Był on bardzo duży i czarny. Jack zauważył także, że jego zbroja jest dość nietypowa. Sam spytany o jego ekwipunek odparł, że broń dzierżona przez niego to karabin laserowy a zbroja to zmodyfikowany pancerz metalowy przystosowany do odpierania ataków energetycznych, zwana też zbroją Tesla. Wyjaśnił mu też wszystkie te pojęcia.

Ekipa podróżowała jeszcze dzień. Nazajutrz spostrzegli duży budynek na horyzoncie. Podbiegli by zobaczyć szczegóły. Na punkt obserwacyjny wybrali jeden z pagórków. Wszyscy w pozycji leżącej podczołgali się na skraj pagórka. Stąd zobaczyli całą bazę. Był to prostokątny, jednopiętrowy budynek ze stali. Patrolowali go strażnicy w zbrojach takich samych jakie Jack i Sam widzieli. Byli różnie uzbrojeni. Niektórzy mieli pistolety takie same jakie Jack widział, inni mieli różnorakie karabiny. Jeden z nich miał taki sam karabin jak Sam. Żaden z nich nie widział ekipy Sama.
Ekipa wpatrywała się w bazę przez minutę, wtem zza ściany wyszedł pięciometrowy humanoid. Posiadał, podobnie jak inni strażnicy, pancerz pokrywający całe ciało. Trzymał w ręce ogromnych rozmiarów karabin o dziwnym wyglądzie. Zaczął rozmawiać ze strażnikami. W tym czasie Sam wyciągnął srebrny karabin o bardzo grubej lufie.
– Ten karabin ma załadowaną pluskwę. Jeżeli w niego trafię, a nikt się nie zorientuje, będziemy mogli go podsłuchiwać. – Szepnął do Jacka.
Karabin miał zamontowaną lunetę co ułatwiało trafienie. Pluskwą zaś był przedmiot o kształcie walca, wysokość 1cm, promień 0,5 cm. Od strony wystrzału był bardzo lepki. Sam wymierzył w górną część torsu na plecach olbrzymiego humanoida. Wystrzelił. Pluskwa bezszelestnie przykleiła się do pancerza. Sam włączył radio. Przekaz był czysty. Usłyszał głos humanoida. Trudno byłoby go opisać. Można było pomyśleć, że jakiś potwór kryje się za tą zbroją. Usłyszeli:
– Wy dwaj patrol wokół sektora D2, ruszać się!
– Tak jest sir!
Już strażnicy mieli odejść gdy nagle jeden z nich zauważył pluskwę na plecach humanoida. Strażnicy i humanoid odbezpieczyli broń. Członkowie ekipy rzucili się do ucieczki, wtem jeden z nich się potknął. Pył się posypał w powietrze co zauważyli strażnicy.
– Wy dwaj, sprawdźcie to – odrzekł humanoid, po czym zdjął pluskwę, która w porównaniu z jego palcami była ziarenkiem piasku, po czym zmiażdżył ją. Strażnicy pobiegli w stronę pagórka, dystans dzielący ich od niego wynosił ok. 20 metrów. Okrążyli go, po czym zauważyli ekipę. Jeden z nich strzelił. Pocisk był czerwoną rurą przemierzającą dystans z ogromną prędkością. Trafił jednego z członków ekipy w okolicach pasa rozpoławiając go. W stronę strażników posypał się grad kul, w ekipę pociski laserowe i plazmowe. Strzały ekipy były jednak bezcelowe. Już stracili nadzieję, lecz Sam wystrzelił dwa razy. Oba pociski trafiły Strażnika z karabinem laserowym w hełm. Tumany pyłu na polu walki zmusiły obie strony do wstrzymania ognia. Wykorzystali ten czas na przeładowanie broni. Gdy kurz opadł ekipa zauważyła że jeden ze strażników miał zniszczony hełm. Wyraźnie widać było zakrwawioną ludzką twarz. Teraz nikt nie miał wątpliwości że to są ludzie. Pierwszy ocknął się chłopak z karabinem snajperskim. Szybko przymierzył i wpakował kulę między oczy strażnika bez hełmu. Niedługo się jednak się cieszył, gdyż pocisk plazmowy trafił go w klatkę piersiową roztapiając jego ciało. Kolejny pocisk plazmowy trafił i spopielił innego. Od nowa posypał się grad kul. Jeden z gości z karabinem maszynowym zmienił magazynek na przeciwpancerny. Wybór był niezwykle trafny. Trzy pociski trafiły w rękę strażnika, z czego jedna z nich przebiła pancerz. Strażnik zawył z bólu i upuścił karabin plazmowy. Nie tracąc czasu Sam wypalił trzy pociski laserowe, które go ostatecznie dobiły.
– Biegnijcie do tych broni! Musimy je wziąć! – Wykrzyczał z całej siły Sam.

Byli 15 metrów od upuszczonej broni. Wtem Pięciometrowy humanoid wyszedł zza pagórka i biegnąc ku nim strzelał ze swej ogromnej broni. Broń wypuszczała w trybie automatycznym pociski plazmowe. Ocaleli z ekipy rzucili się do ucieczki, jednak za późno. Kilka pocisków dosięgnęło pozostałych czterech członków ekipy stapiając lub spopielając ich. Pozostali tylko Sam i Jack. Sam zdążył mu jeszcze wpakować w akcie desperacji trzy pociski laserowe w łeb, bezskutecznie. Cztery pociski plazmowe trafiły go. Mimo iż pancerz Tesla zaabsorbował dwa z nich,pozostałe 2 uderzyły w nogę i w głowę roztapiając go. Jack biegł ile sił w nogach, lecz jeden pocisk plazmowy trafił go w plecy niszcząc jego zbroję i wbijając jej odłamki w plecy Jacka. On sam stracił przytomność.

Rozdział #4-Służba u Enklawy

Jack obudził się po tygodniu. Leżał na jakimś wygodnym podłożu. Powoli otworzył oczy. Czuł sporadyczny ból pleców w miejscach gdzie był zraniony. Powoli zaczął odzyskiwać świadomość. Podszedł do niego człowiek w białym kitlu.
– Czujesz się lepiej?
– Chyba tak – po czym Jack usiadł. Znajdował się w sali medycznej. Ściany były całe białe. Za drzwiami zauważył dwóch strażników w czarnych zbrojach. Przelał się przez niego pot. Już miał uciekać gdy lekarz do niego przemówił:
– Muszę z tobą porozmawiać. Stanowimy organizację zwaną Enklawą. – Jack próbował mu przerwać lecz lekarz kontynuował. – Na razie powiem ci tylko, że musisz podjąć decyzję. – Wtem wszedł jeden ze strażników i odbezpieczył karabin laserowy. – Mamy obowiązek dokonać na tobie egzekucji. Możemy jednak zachować cię przy życiu jeżeli zgodzisz się dołączyć – strażnik wymierzył lufę karabinu w Jacka. Prosto z mostu powiedział:
– Dobrze, dołączę, ale chcę wiedzieć dlaczego…
– Dowiesz się wszystkiego jutro, teraz odpoczywaj. – Po czym lekarz wyszedł wraz z strażnikiem.
Jack zasnął. Śnił o żonie, Tedzie, Samie i swojej podróży. Czy słusznie zrobił dołączając? Powiedział to przecież tylko dla zabicia czasu. Nie, nie może się sprzeciwiać, zabiliby go. Obudził się pełny sił. Przyszedł do niego ów lekarz, który był wczoraj. Opowiedział mu wszystko o Enklawie, Horriganie, itp. Przyjęto go wyjątkowo tylko dla tego, że miał dobrą kondycję i nie stwierdzono najmniejszych oznak mutacji. Pochodził przecież z Krypty. To była Krypta 5. Leżała daleko na północy. Został w wieku 19 lat wygnany z niej za zabójstwo. Musiał jednak przed dołączeniem zdać testy. Od tego zależało też jego życie. Niezdatnych do służby Enklawa po prostu rozstrzeliwała. Po dwóch dniach przyszedł na nie czas. Najpierw był trening strzelecki. Jack dostał FN-FALa i miał strzelać do ruchomej figury człowieka aż do wyczerpania magazynka. Ten test zdał dobrze. Trafiło 14/20 pocisków. Później ten sam test wykonywał z PPK12 i Wattz 2000. W pierwszym 8/12,w drugim 4/12. Później był test zręczności. Jack miał przebiec jak najszybciej 100-metrowy dystans. Zrobił to perfekcyjnie. Wyniki umożliwiały mu wstąpienie do Enklawy. W bazie Delta spędził jeszcze miesiąc na szlifowaniu zdolności strzeleckich. Jack dostał ulepszony pancerz bojowy, SMG i FN-FAL. Było to standardowe wyposażenie rekrutów. Potem wysłano go wraz z kilkoma innymi rekrutami do Navarro. Była to baza wojskowa w budowie. Mieli tam nadzorować prace budownicze i chronić teren. Dotarli tam śmigłowcami. Na razie znajdował się tam tylko jeden mały budynek i ogrodzenie, wewnątrz którego miała powstać przyszła baza. Przywitał ich kapitan Retten, elitarny żołnierz Enklawy nadzorujący prace budownicze.
– Witajcie, więc to wy jesteście uzupełnieniem.
– Tak jest sir. St. sierżant Horn gotowy do służby.
– W porządku. Wy – wskazał na Jacka i trzech innych szeregowców – udajcie się na patrol przy wejściu – po czym zaczął rozmawiać z Hornem.

Jack wraz z trzema szeregowcami stanęli przy wejściu do placu budowy. Mieli pozostać na stanowiskach przez trzy godziny. Minęły już dwie godziny, wtem rozległ się huk strzału. Jack poderwał się i odbezpieczył swojego FN-FALa. Kolejny strzał. Jeden z szeregowców koło niego został trafiony w obojczyk i zawył. Jack szybko zlokalizował napastnika. Wypuścił magazynek w las. Wróg popełnił błąd,gdyż zaraz po tym jak strzelił wychylił głowę, jeden pocisk go trafił. Najprawdopodobniej był to Raiders. Nagle trzech innych w pancerzach bojowych wychyliło się spośród drzew i oddało po serii w stronę szeregowców. Na szczęście ich pancerze ochraniały przed kulami JHP. Była to zaplanowana zasadzka. W tym czasie nadbiegli Horn z kapitanem. Pociski z ich karabinów laserowych trafiły dwóch z nich. Strumień krwi z szyj, oblał pobliskie drzewa. Szeregowcy się wycofali, gdyż byli w swoich ulepszonych pancerzach bojowych bardziej wrażliwi niż Horn i kapitan w APA. Czwarty napastnik również został szybko zdjęty. Po tej bitwie zebrali ekwipunek ofiar. Teraz na straży stał sam Horn.
W Navarro Jack spędził jeszcze dwa lata. W tym czasie baza była już całkowicie gotowa. Nawet awansował na Kaprala po kolejnym niespodziewanym ataku Raidersów. Czternastego czerwcu 2242 roku czekała go jednak niespodzianka.

Rozdział #5 – „Zdrada”

Świt w bazie Navarro. Jack obudził się, włożył pancerz bojowy, broń w dłoń i wyszedł z budynku przeznaczonego na sypialnię. Skierował się do jadalni. Czekał już tam na niego Horn. Teraz był kapitan. Porozmawiali trochę, wtem usłyszeli strzały i wybuchy. Wszyscy w całej bazie poderwali broń. Większość strażników w jadalni wybiegło na zewnątrz. Tylko Jack i Horn zostali. Słychać było wybuchy i strzały. Wtem bazą wstrząsnęła potężna eksplozja. Horn się wychylił.
– Cholera jasna, zniszczyli latacza!
– Ilu ich jest? – Horn ostrożnie wyjrzał za okno i padł.
– Widzę tam kilku ludzi w T51B. Są ciężko uzbrojeni. Widzę też jednego supermutanta. Zdjęli kilka wieżyczek a naszych rozwalają jak kaczki!
– Cholera, coś jeszcze? – Horn znów szybko wyjrzał za okno.
– To chyba Bractwo Stali, widać wyraźnie ich symbole na napierśnikach.
Nagle kilka pocisków z karabinu Gaussa przestrzeliło na wylot ścianę, przeleciało przez jadalnię, przebiło się przez drugą ścianę i wyleciało z drugiej strony. Gdyby Horn i Jack stali, już by było po nich. Najróżniejsze myśli chodziły Jackowi po głowie. Strzały zaczęły ustępować. Wydawało się że wróg zajął większość naziemnej części bazy. Wtem drzwi zostały kopnięte przez gościa w T51B. Jackiem coś targnęło.
– Czekaj! – Krzyknął Jack podnosząc ręce do góry, a następnie odwrócił się i rąbnął w trybie ciągłym cały magazynek w hełm kapitana Horna. Nie miał on szans, gdyż dwie kule przebiły pancerz trafiając w oczy.
– Czekajcie, jestem z wami!!
– Hę? – Odparł człowiek w pancerzu wspomaganym.
– Tak na prawdę to jestem rekrutem przumusowo włączonym do Enklawy. Chcę wam pomóc.
– Ok. – Odparł, po czym Jack podniósł karabin plazmowy Horna i amunicję do niego.
– Mów na mnie Bart. Jestem dowódcą tego szturmu.
Gdy Jack wyszedł na zewnątrz zobaczył ogromne pobojowisko. Wszędzie leżały trupy Enklawowców, a wieżyczki plazmowe były w opłakanym stanie. Grupa atakująca bazę liczyła siedmiu ludzi z M72 i supermutanta z Vindicatorem i Bazooką. Co ciekawe mieli oni samochód i dwie ciężarówki za lasem. Wszyscy się zebrali, po czym zadecydowali że wjadą do bazy czterema oddzielnymi windami.
Jack szedł wraz z innym gościem. Zjechali windą w jadalni. Gdy tylko byli na dole natrafili na zamknięte drzwi. Jack już chciał otworzyć, lecz ten drugi go powstrzymał.
– Stój, mój wizjer wykrywa intruza za drzwiami.
Wymierzył z M72 w ścianę po czym strzelił. Zza drzwi słychać było głośny jęk. Weszli. Zakrwawiony trup miał odrąbane żebro. Po tym obaj usłyszeli odgłosy strzałów zarówno z M72 jak i z innych broni energetycznych. Obaj pobiegli długim korytarzem. Gdy otworzyli drzwi na końcu korytarza zobaczyli kolejne pobojowisko. Nikt z grupy nie odniósł większych obrażeń. Zupełnie inaczej było z Enklawowcami. Po chwili splądrowali całą bazę. Został już tylko gabinet komendanta. Bart i reszta z M72 wymienili się gestami, przeładowali broń i podeszli do drzwi. Wymierzyli. 40 pocisków 2mm EC rozerwało ciało komendanta i innego Enklawowca stojącego za drzwiami. Po wejściu Bart otworzył szafkę i wyjął jakieś plany oraz coś co wyglądało jak karta dostępu. Jack poszedł jeszcze do zbrojowni i wyjął zaawansowany pancerz wspomagany, po czym ubrał go.

Gdy wyszli na powierzchnię Bart opowiedział swoją historię. Mieszkańcy jego wioski, Arroyo, zostali uprowadzeni przez Enklawę, a on próbuje ich odszukać. Supermutant ma na imię Marcus i jest starym przyjacielem Barta. Reszta pomocników to żołnierze Bractwa Stali, organizacji która próbowała zdobyć te plany. Następnie Jack opowiedział Bartowi swoją historię i podał lokalizację bazy Delta. Potem jeszcze przeszukali archiwa. Dowiedzieli się,że porwani mieszkańcy wioski znajdują się na platformie wiertniczej „Posejdon”. Bart dał jeszcze Jackowi komunikator dalekiego zasięgu by w razie czego mógł powiadomić go lub Bractwo Stali o awaryjnych sytuacjach. Pożegnali się i ruszyli każdy w swoje strony. Bractwo Stali i Bart do San Francisco, Jack do Klamath. Był ciekawy czy jego żona jeszcze żyje po dwóch latach. Co też się zmieniło za ten czas?

THE END CDN w „Historia Jacka Roma 2-Zemsta Enklawy”

Autor: Qwer

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.