Koniec wędrówki

Było już ciemno, gdy udałem się z moimi towarzyszami na dalsze poszukiwania GECKa. Niestety Cassidy nas opuścił. Lekarz w Vault City nic nie zrobił. Biedak przynajmniej zginął niedaleko swego, już dawno temu opuszczonego baru. Okoliczni ludzie cieszyli się, gdy wrócił z nami… a teraz co? Leży w grobie, na jakiejś suchej ziemi! Tyle razy nas wspierał swoją strzelbą. Ilu on gości zabił! Teraz zabraliśmy jego rzeczy na pakę samochodu i dalej! Gdybyśmy mieli chociaż GECK, to byłby wśród moich współplemieńców, na żyznej ziemi… Nikt nie spodziewał się, że jego serce… dostał zawału…
Jechaliśmy tak oto przez pustkowie do Vault 13, z częścią do komputera w „trzynastce”. Deathclaw’y będą nam wdzięczne. Tylko po co im to ustrojstwo? Nieważne. Ważny był GECK i Arroyo. Myślałem już o Elder, o jej wyrazie twarzy, o współplemieńcach.
Po trzech dniach byliśmy na miejscu, przemęczeni długą podróżą. Myron szybko zamontował część i GECK był nasz!!!
Czułem się jak prawdziwy bohater. Lecz co widzą moje oczy? Był duży. Chyba to jest mutant. Zabił jednego z deathclaw’ów. Ja mu kurna pokażę!!! Trafiłem go w łeb, a ten nic! Spojrzał się na mnie i zaczęliśmy się wzajemnie ostrzeliwać.
Była między nami spora odległość, w końcu zostaliśmy tylko my dwaj. Skurczybyk był tylko z dwoma kolesiami, a zabił Sulica, Marcusa i deathclawy!!! W końcu mój pancerz się prawie rozleciał, stałem bezbronny, bez zbroi i broni, na pół przytomny widząc przez mgłę tego bydlaka. Padłem na ziemię, nieprzytomny i ranny, krew się polała…
Gdy się obudziłem byłem w łóżku, obok mnie stał doktor. Po pewnym czasie doszedłem do siebie i zapytałem co się stało. Powiedział, że wszyscy są mi wdzięczni, bo matka deathclawów żyje. Koleś odniósł trochę zadrapań i sobie poszedł. Pewnie zapomniał o matce. Doktor powiedział też, że GECK jest totalnie zniszczony. To było chyba z tego wszystkiego najgorsze.
Postanowiłem udać się na Enklawę i zabić ich. Dzięki doktorowi wiem już o nich wystarczająco wiele. Tankowiec naprawiłem i mam nadzieję że Chińczycy mi pomogą… W San Francisco kupiłem nowy Power Armor. Nie miałem wiele sprzętu – większość musiałem oddać za zbroję. Broń już nie działała. Niestety. Kupiłem trochę medykamentów, amunicji i karabin o dziwnej nazwie bozar. Polecał mi to i mówił, że to najlepsze co ma.
Popłynąłem do Enclawy i nikt mnie w tym armorze nie poznał. Zabiłem po kryjomu taką szychę. Koleś mówił, że jest jakimś perezentedem, czy pretententem – nieważne. Zacząłem szukać tego zbira co mi GECK rozchrzanił. Niestety nie mogłem go znaleźć. Uszkodziłem to co się dało i znalazłem drugi GECK!!!!!!!!!! JE! A jednak zemsta popłaca.
Postanowiłem wracać. Tuż przy wyjściu zobaczyłem tą głupią puszkę! Zaszedłem go od tyłu i wyprułem cały magazynek!!!
Widać jest to dobry karabin. Ten mutant zaczął zwijać się z bólu. Szybko przeładowałem broń i jeszcze raz, ale w głowę. Łeb mu odleciał, a ja szybko na tankowiec. Zaczęło coś na nim pikać, ale to nie było ważne… Dom na mnie czekał.
Usłyszałem tylko głośny wybuch. To chyba to, co pikało na nim. Przynajmniej miałem GECK.
W domu wszyscy czekali, a ja powróciłem w blasku chwały.

Część druga

Kiedy powróciłem do Arroyo wszyscy byli uradowani! Przyszedłem z ludźmi z Vault 13, którzy byli na Enklawie. Część zamieszkała w Vault 13, a był tam tylko doktor, deathclawy i ich matka. Ja zamieszkałem z Fredem, człowiekiem od broni palnej w Krypcie. Samemu było nieciekawie.
Arroyo po kilku latach, po korzystaniu z mojej wiedzy, nabytej z podróży i ze sprzętu mogło konkurować z NCR! Klamath i Den nie miały porównania. Elder była już w podeszłym wieku i nie było innej możliwości, by ktoś inny niż ja ją zastąpił, przynajmniej według współplemieńców. Czas płynął, a ja już miałem 40 lat… Było 15 lat po śmierci Tandi, a NCR zmieniło się o 180 stopni. Były tam narkotyki, zbrodnia i wszystko co złe, sprawił to następca Tandi – jej przyjaciel – Westin!!! Kto by pomyślał! Wybrano go 7 lat po śmierci prezydentki. Przez te 7 lat przychód państwa zmalał o jakieś 70 -80%… Bishop miał rację mówiąc o jego złych planach! Bishop miał plan, jak przejąć NCR i chciał mieć je w nienaruszonym stanie. Wiedział, że ktoś, kto ma prawie 100 lat długo w teraźniejszym świecie nie pożyje. A Westin jest drugą osobą po Tandi… ale skąd wiedział o jego zamiarach? Może następca Bishopa powie mi coś o tym… Gdybym wiedział nigdy nie prosiłbym Renesco o truciznę którą można dolać do piwa. Może jego córka trzyma władzę w New Reno? Orville Wright był uczciwy, ale jednak ten Bishop miał dobry plan… Wrightowie pozabijali się z Salvatorami, a Mordino miał kłopoty finansowe po tym jak „przejąłem” Myrona. Heh, dzieciak nie powiedział nikomu jak zrobić tego jet’a. A we flakoniki każdy nalewać potrafi… Nie była też możliwa analiza składu jet’a. Nie z taką technologią. Może w jakiejś Krypcie.
Rodzina podupadła, a ja nie dowiedziałem się o sposobie ich unicestwienia przez Bishopów – sam to zrobiłem. Bishopowie zaczęli panować, ale ja zabiłem Bishopa podstępem i wszystko wyglądało na śmierć naturalną, bo technologia w obecnych czasach…
Nie myśląc dużo zabrałem się na highwaymen’a z Fredem i ruszyłem do New Reno… Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem, to zajrzałem do Renesco… Widać się sporo dorobił, bo mieszkał w luksusowym domu. Hubologiści już tutaj dotarli, zabili Tully’ego za jego pijaństwo. U Bishopów rządził jakiś młody człowiek – syn pani Bishop, miał on około 20 lat. Heh… Był to mój syn. Dowiedział się o tym dość szybko, gdy zobaczyła mnie jego matka… Zyskałem trochę sprzętu i informacji.
Bishop znał Westina dość długo, ale się pożarli – mieli razem przejąć władzę nad New Reno, NCR i Vault City. Ale plany im nie wyszły i Westin udał się do NCR i tam został Konsulem. I Bishop znalazł mnie do zabicia Westina, normalnie by się nie próbowali zabić, gdyby nie to że obaj znali swoje plany… Pomogłem Wrightom i zabrałem Myrona (który i tak zginął z ręki Franka Horrigana po zamontowaniu części w Vault 13) i udałem się do NCR. Stamtąd udałem się do Vault City, w celu przeniesienia holodysku dla Lynnete (nowej przyjaciółki, widać był bardzo towarzyski). Zabiłem Bishopa trucizną i popodobnieginął facet z New Reno Arms (ale to już inna historia).
Po zdobyciu informacji o wszystkim udałem się do Westina. Zapytałem go o narkotyki i sytuację miasta… Było tragicznie, nie miałem pojęcia co robić… Udałem się do Vault 13 oraz 15 na odwiedziny… Piętnastka była zajęta przez ludzi z NCR i produkowano tam jet’a. Westin zyskał informacje o jecie, dzięki technologiom z Vault’a. Kupiłem sprzęt z okolicznego sklepu (tu było wszystko uczciwe). W Vaulcie przyjęli mnie życzliwie. Na zewnątrz było kilka budynków. Postanowiłem poszukać pomocy dla tego Vaulta i pomyślałem o Bractwie Stali… Chętnie mi pomogli, za sprzęt i technologię z Vaulta. Vault zaczął zmieniać się w mimieścinęa w NCR było jak dawniej. BoS zaakceptowali deathclawy i wszystko szło OK. W Vault 13 zaczęto szukać nazwy dla miasta, bo nana razierzywódcą byłem ja, Vault City było zarezerwowane. W V13 powstał kościółek Hubologów (mają zawsze dobre zamiary i nie robią nic złego, wręcz przeciwnie) i posterunek BoS. Po skontrolowaniu stanu NCR byłem w szoku. Było zdewastowane – domy spalone, itd. Wszystko przeszło na korzyść Vault 13. NCR zostało przejęte. Vault City odrzuciło propozycję współpracy od NCR i od New Reno, już po wybudowaniu pierwszych domów. VC zawsze takie było. Więc można z tego wywnioskować że jest TROCHĘ dziwne że Lynnete – podejmowała ona wszystkie decyzje – zaprzyjaźniła się – i to bardzo – z Westinem. Westin był chory na serce i był w Vaulcie należącym do NCR (15). Prowadził nadal z Vaulta (Vault City nie mogło go znaleźć pośród drzew) interesy z New Reno. Bishopowie nie znali przepisu na jeta, a Redding uniezależniłoby się od NR, gdyby nie dostawali Jeta. A Westin nie wiedział o uzuzależnieniu Redding, więc sprzedawał Jeta dość tanio dla Bishopów, a oni z kolei dość drożej sprzedawali narkotyk Redding.
Lynnete była bardzo podstępna. Bractwo skorzystało by dodośćużo na zdobytej chemii z Vault 15. Więc, cóż… Trochę działań ofensywnych. Około 18 osób wystarczyło – schron był nasz. Ale Vault City zagrażało V13, ale Bractwo po mojej informacji przysłało więcej wojska, gdyż taka informacja że Vault 8 miała największe technologie ze wszystkich krypt (z wyjątkiem krypty 0). Teraz przyszła kolej na NCR…. Poszło dość dobrze – nikt na tych terenach nie nosi Power Armorów.
Bishop miał możliwość produkcji jet’a, ale miałem nadzieję, że prace w moim mieście (Arroyo) skończą się szybko. Ludzie z Arroyo pracowali nad antidotum na jet, co było szansą dla Redding…
Minął rok. Po tym czasie byliśmy gotowi na atak na Vault City. Podczas ataku na Vault City, posłaniec przybył z informacją, że mamy antidotum!!! Czułem się świetnie. Ghule byli uradowani! Już nikt na nich nie napadał! Vault City było od tej chwili dla wszystkich! Nasze okolice kontrolowaliśmy my – mieszkańcy Arroyo i BoS (kontrolowaliśmy: Vault City, NCR, Vault 13 i 15, Redding, Navarro (z pierwszej przygody)!), Bractwo dokonało podziału ma część główną i mniejszą. Mniejszą byliśmy my i ludzie którzy nam pomogli! Fred kontrolował Threeten City (tak nazwano Vault 13), NCR przechrzciliśmy na Shady Sands (pomysł Harolda), Vault 15 był małą bazą wypadową, a Vault City po części kontrolowałem ja i ghoul’e. Więc Broken Hill’s i San Francisco przyłączyły się do nas, Modoc i ludzie z Farmy Duchów też i wszyscy. Byliśmy małą cywilizacją, miasta miały siłę militarną, surowce, jedzenie, chemię i wszystko! Wspieraliśmy Bractwo jak i oni nas! Oczywiście utrzymywaliśmy kontakt z miastami, które były w okolicach i z tymi dalszymi też.
Po kilku latach Elder dokończyła żywota… W tym czasie New Reno też nam się oddało. Ja ożeniłem się z panią Bishop i zamieszkaliśmy razem w Arroyo z naszym synem. Elder dowiedziała się o moim ślubie i powiedziała że może odejść spokojna o przyszłość naszej metropolii…

Część trzecia: Z życia Hubologa

Witam! Opowiem wam jedną przygodę z mojego życia. Z życia Hubologa…
Podczas nauczania innych (kilka osób m.in. AHS – 2 AHS – 5), ogarnęła mnie senność, całkiem nagła. Padłem nieprzytomny. Minęło dużo czasu – miałem odleżyny od leżenia na jakimś metalowym łóżku… Musiało to być kilkanaście dni… Miałem wrażenie, że minęło kilka godzin zanim doszedłem do siebie… Byli też ci, z którymi byłem wcześniej… Niektórzy spali, inni jęczeli, inni stali na baczność… Zdziwiłem się patrząc na to ich stanie… Wszędzie były komputery… Otaczała nas wszędzie martwa cisza i tylko jęki towarzyszy… Wstałem, nagle zrobiło mi się niedobrze i wyrzygałem wodę zmieszaną z kwasem żołądkowym. Padłem od razu na ziemię… Niczym nas konkretnym nie karmili przez ten czas i wszyscy byli osłabieni.
Gdy się ocknąłem i polepszyło mi się zobaczyłem kroplówki – inaczej mówiąc nasze jedzenie – karmili nas tym. Pisało na tym świństwie dużo różnych witamin itp. Mówię świństwo, bo terminem ważności był rok 2023. Wszyscy, znając ich, czekali na pomoc… Tylko ja mogłem coś zrobić z tą sytuacją. Wziąłem wszystko, co znalazłem w okolicznych szafkach: torby lekarskie, trochę broni, jedzenie i resztę kroplówek. Wziąłem tych ludzi którzy dali radę i zabraliśmy wszystko na łóżka, które miały kółka. Chorych też zabraliśmy. A zanim wyszliśmy pokazał się mały robot… Gdy zobaczył nas kazał nam czekać, gdy go zapytaliśmy na co, powiedział: „Na operację”. Po dalszej komunikacji z robotem powiedział, że jest to operacja, w której przeszczepią nasze mózgi robotom, a kilka najlepszych będą podtrzymywać przy życiu i będą podejmować próby klonowania mózgów dla innych robotów.
Jeb! Rozległ się strzał… Robotowi zleciała przykrywka i jednego z naszych ludzi obryzgał śmierdzący mózg… Był on (mózg) z jakimiś metalowymi częściami. Szliśmy i niszczyliśmy kolejne roboty, gdy trafiliśmy na dużego z obrotówką i rakietnicą… Po serii padł… Zostałem tylko ja i dwóch chorych. Nie mogłem ich zostawić. Po kilkunastu sekundach doszedłem do dużego pomieszczenia, w którym był wielki komputer, chcąc wiedzieć więcej chciałem poprzeglądać coś… A z głośników rozległ się głos… Był myślący. Mówił, że nazywa się Skynet i po dłuuugiej rozmowie dowiedziałem się, że pomógł trochę w wielkiej wojnie w 2170… cisza… Mówił, że szuka ludzi do zrobienia robota (chodziło mu o mózg), ludzki mózg był najlepszy, i z metalowymi częściami można było umieścić duży komputer.
Wszystkie inne roboty chodziły na mózgach szympansów. Mój mózg miał pomieścić Skyneta… Strzały… Przyszli inni ludzie, z Bractwa Stali. Pewnie z Arroyo… Nie myliłem się… Zabrali nas do domu, a komputer zabrali… Cóż uratowali nas i nasze miasteczko. Życie toczyło się jak dawniej, dwie osoby na kościółek 12/dobę, jeden pierwsze 6 godzin, drugi drugie. Zostałem zwerbowany do Bractwa Stali i poznałem nawet samego przywódcę wszystkich miast w okolicy [mowa tu o bohaterze pierwszej i drugiej części końca wędrówki].

PS: Chciałbym podziękować naczelnemu F2Corner – Tomaszowi Łobosowi – Deat(c)hClaw’owi, za nadanie tytułu opowieści. Duże THX. [To żaden problem, przecież nie mogła być bez tytułu – przyp. Deat(c)hClaw]

Część czwarta: Badania

Jestem Armstrong. Jestem prezydentem miasta NCR i podjąłem się, wraz z przywódcą Krypty 8 i całego Vault City prac nad promem kosmicznym, znalezionym niedaleko Hubologów. Podjąłem się tego dlatego, żeby udowodnić, że jestem godzien wody doprowadzonej przez naszego władcę [bohater KW cz.1 używając kilkuset GECK-ów zaczął oczyszczać duże ilości wody, które płynąc strzeżonymi rzekami płyną do zbiorników w NCR, San Francisco i pomiędzy Gecko, a Vault City].
Korzystaliśmy z części i technologii Vertibirdów, oraz Krypt. W czasie kilku lat, doszły do nas informacje z Arroyo o genetycznie zmienionych zwierzętach, które miały więcej mięsa, inteligencji i które były bardziej spokojne. Badania trwały około ośmiu lat, i drugie tyle zaczęto czekać na skutki uboczne, bowiem badania były oparte o wirus FEV. Prace trwały dalej nad płodnością zwierząt. A my hodowaliśmy obie grupy: normalną i zmodyfikowaną, żeby uniknąć niemożliwości reprodukcji świń, krów i innych zwierząt.
Prom postanowiliśmy zrobić na napęd atomowy znaleziony w Sierra Army Depot, wiele informacji doszło do nas z bazy danych Skyneta [część trzecia: z Życia Hubologa]. Prom był gotowy do próbnego lotu… Doszły do nas pewne pytania… Jak go sprowadzić? A paliwo? A po zniszczeniu?
Postanowiliśmy jednak wysłać prom w kosmos. Wybraliśmy trzech ludzi. Minęło trochę czasu. Prom był gotowy, a my już czekaliśmy, kiedy zostanie ukończone zbieranie sprzętu.
Stratuje… Po trzech godzinach był już w przestrzeni kosmicznej. Satelita została umieszczona na orbicie, sukces!!! Jednak nie do końca… Nie było już paliwa i chłopaki musieli dryfować… Nie było już dla nich nadziei… Jakimś cudem wylądowali na Księżycu… Po dłuższej penetracji znaleźli bazę USA!!!
Wszystko, co tam znaleźli, przesłali do nas (dane, itp.), a po kilku minutach usłyszeliśmy tylko krzyk w głośnikach…
Zaczęto prace nad budową drugiego promu… Dane zawierały informacje o broni palnej, nuklearnej, o Power Armorach, o Krpytach, technologiach, o życiu, o Enklawie, o biologii, o wszystkim! O Europie, Azjii i innych kontynentach! Nawiązaliśmy dzięki tym informacjom kontakt z innymi satelitami. Niestety – wygląda na to, że jeszcze wiele czasu potrzeba zanim się z nimi skontaktujemy (z innymi ludźmi). Na satelitach były promienie do niszczenia pocisków nuklearnych i bio-skanery. Cóż… Może kiedyś tam popłyniemy lub polecimy Vertibirdem…

Autor: SPEC

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.