Morderstwo w Kryptopolis

Ten dzień był inny niż wszystkie! To był mój pierwszy dzień na służbie i jeszcze nigdy nie byłem z siebie taki dumny! Po roku przygotowań i szkoleń mogłem w końcu zostać pełnoprawnym członkiem Strażników Kryptopolis. Droga ta nie była łatwa, ale opłacalna. Musiałem przejść wiele ciężkich treningów, na których mój dowódca krzyczał w niebo głosy. Pewnego dnia po prostu ochrypł – i dobrze mu tak!

Teraz wszystkie te chwile pamiętam tak doskonale, jakby to wszystko miało miejsce podczas wczorajszego dnia. Kto by pomyślał, że kiedyś uda mi się zostać Strażnikiem – moi koledzy ze szkoły przezywali mnie i mówili, że nie wiem, co robię. Ale ja wiedziałem i mam nadzieję, że wybrałem słuszną drogę.

Za chwilę pierwszy mieszkaniec wyjdzie i pasuje mnie na honorowego Strażnika – podobnie jak osiemnastu innych ludzi, którym marzy się kariera Strażnika. Wiem, co czują, ja też to czułem, zresztą nadal to czuję. Ale to uczucie jakby we mnie wygasało.

Stało się! Lynette wyszła z tego dziwnego budynku, w którym na co dzień urzędowała i kładąc swoją prawą rękę na moim prawym ramieniu kazała powtórzyć słowa przysięgo, której musieliśmy nauczyć się na pamięć. Wyrecytowałem bezbłędnie. Mimo tego nadal byłem zdenerwowany, a nogi trzęsły mi się jak galareta. Ale w końcu usłyszałem kojąca stres słowa: „Niniejszym ogłaszam cię Strażnikiem naszego miasta”.

Nie będę mówił o zabawie, która miała potem miejsce. Powiem tylko, że było naprawdę odjazdowo – ten syntetyczny alkohol był całkiem niezły. Było tez dużo jedzenia. Szaleliśmy do trzeciej w nocy. W końcu przyjęcie dobiegło końca, a my udaliśmy się do swoich domów, aby rano zjawić się na służbie.

Przed budynkiem Strażników byłem pierwszy. Po chwili pojawiła się reszta świeżo upieczonych obywateli, których celem było pilnowanie porządku w mieście i jego okolicach. O godzinie ósmej stalowe drzwi odsunęły się na bok, a nam kazano wchodzić pojedynczo. Pierwszy był Alf. Wyszedł po 10 minutach, ubrany w metalowy pancerz, niosąc karabin pod pachą i oznajmiając nam, że przydzielili go do dziennej zmiany przy bramie go głównego miasta.

Pilnowanie bramy było najnudniejszym obowiązkiem, jakie mógł pełnić Strażnik. W końcu wyczytano moje nazwisko i wszedłem do środka. Było tu całkiem znośnie – pośrodku pomieszczenia stało biurko, za którym zasiadał niewielki mężczyzna. Po krótkiej rozmowie i przedstawieniu swoich papierów, przydzielił mi zadanie – patrol wewnątrz głównego miasta i pokazał, gdzie mam się udać po pancerz i broń.

Szybko zabrałem swój sprzęt i wyszedłem na zewnątrz. Mi przypadły dwie zmiany – jedna na rano (od 7 do 12), a druga w nocy (od 24 do 7), a w soboty i niedziele przydzielono mi popołudniową zmianę (od 12 do 24). Teren, który miałem patrolować znajdował się w zachodniej części miasta, niedaleko budynku władz, a dokładniej – teren wokół baru z najlepszym syntetycznym alkoholem!

Tak więc udałem się na swoje stanowisko. Pierwszy dzień pracy wlókł się niemiłosiernie i był nadzwyczaj nudny! Nic tylko chodzić w kółko i pilnować sług, aby rzetelnie wypełniali swe obowiązki. Po kilku godzinach takiej roboty, wydawało mi się, że pilnowanie bramy jest o wiele ciekawszym zajęciem.

Tak mijały tygodnie, miesiące, a w końcu rok. Rok patrolowania tego samego kawałka miasta przez, który nie wydarzyło się nic ciekawego! Przez ten czas zdążyłem policzyć nawet kostkę brukową na ulicy! Droga jest zbudowana z 600 sztuk małych kamieni, po których przyszło mi chodzić przez przeszło miesiąc.

W końcu wydarzyło się coś ciekawego – pewnej niespokojnej nocy (szalała wtedy burza piaskowa) spacerowałem sobie dobrze już znaną ulicą, gdy nagle usłyszałem odgłos wystrzału. Instynktownie przyłożyłem kolbę mojej broni do dołka strzeleckiego i pobiegłem w kierunku, skąd dobiegł wystrzał.

Wbiegłem do jeszcze otworzonego baru z najlepszym syntetycznym alkoholem i zastałem leżącego na ziemi barmana, pod nim rozlewała się duża kałuża krwi. Z pleców barmana wystawało ostrze japońskiej katany.

Do mojej głowy błyskawicznie wskoczyła myśl: „Yakuza z Nowego Reno!”. Ale jak zdołali się dostać do wewnętrznego miasta. Przez mojego PipBoy’a wezwałem posiłki, a w minutę później na miejscu zbrodni zjawił się oddział interwencyjny Strażników. Ja natomiast po ich przybyciu natychmiast pobiegłem do Strażników bramy.

Gdy dotarłem na miejsce, uciąłem sobie konwersację ze Strażniczką, pełniącą w tej chwili wartę. Opowiedziałem jej o wszystkim, co zaszło, a w chwilę później dowiedziałem się o trzech tajemniczych przybyszach, którym wpuściła bez zadawania ani jednego pytania – okazało się, że dopiero wczoraj została pasowana na Strażnika.

Powiedziała też, że przybysze dopytywali się o Pierwszego Mieszkańca Kryptopolis. Natychmiast pobiegłem w stronę budynku władz i zastałem roztrzaskane okno od pokoju, w którym odbywały się konferencje. Wlazłem przez rozbite okno do środka i zastałem wewnątrz jednego z domniemanych morderców. Obrócił się w moją stronę, wyciągnął miecz i puścił się pędem. Na szczęście ja byłem szybszy – wycelowałem w niego z mojego Combat Shotgun i położyłem go na ziemię jedną celną serią.

Kiedyś czytałem książkę o Yakuzie, więc wziąłem katanę, należącą do mojej ofiary i wszedłem w ciemny korytarz, zapaliłem światło, niewielkim przełącznikiem po mojej prawej stronie. Na końcu korytarza zobaczyłem dwóch pozostałych przeciwników. Jeden z nich zobaczył mnie, dobył miecza i zaczął szarżować w moją stronę. W ostatniej chwili zablokowałem śmiertelne cięcie i odbiłem jego katanę, która w rezultacie, wyleciała mu z rąk i upadła z głuchym echem na dywan. Wykorzystałem tą sytuację i odciąłem mu jego głowę jednym celnym cięciem swojego miecza.

Trzeci przeciwnik widząc śmierć swojego kompana, przestał siłować się z drzwiami do gabinetu Pierwszego Mieszkańca i wyciągnął zza pasa niewielki pistolet 9mm. Wycelował we mnie i już chciał pociągnąć za spust, gdy jego tors rozerwała seria z karabinu. Okazało się, że świeżo upieczona Strażniczka bramy pobiegła za mną i w ostatniej chwili ocaliła mnie przed śmiercią.

Strzelanina ta postawiła na równe nogi całe Kryptopolis. Mordercy nie zostali zidentyfikowani, co spowodowało, że nie poznano przyczyny domniemanego zamachu na Lynette. Jednak nie był to pierwszy zamach na nią, a ja po tym incydencie zostałem honorowym członkiem przybocznej straży Pierwszego Mieszkańca.

Autor: Elvis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.