Nasza recenzja gry Fallout 4 ma za zadanie pomóc osobom, które nadal nie podjęły decyzji dotyczącej kupna gry. Od premiery Fallout 4 minęło już sporo czasu. To wystarczy, by opinia o grze mogła się ukształtować i powoli dojrzeć. Gwarantuje to, że gra będzie oceniana „na chłodno”, bez zbędnych emocji. Zaczynajmy!
Jakiego rodzaju grą jest Fallout 4?
Wbrew pozorom nie jest to łatwe pytanie. Bethesda obiecywała grę, która ma szansę zostać okrzykniętą najlepszym cRPG w historii. Większość graczy, który mieli styczność z Fallout 4 zorientowała się, że gra z cRPG ma niewiele wspólnego. Jest całkowicie liniowa. Napisałbym, że decyzje gracza nie mają żadnego wpływu na fabułę, gdyby nie fakt, że w grze praktycznie nie ma momentów, w których można podjąć jakąś znaczącą decyzję.
Problemem Fallout 4 jest to, że próbuje być shooterem, symulatorem odbudowy cywilizacji, i podróbką Borderlands, ale we wszystkim mniej lub bardziej zawodzi. Zgodnie z zasadą, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego.
Najnowszy twór Bethesdy naprawdę miał szansę stać się porządną grą. Twórcy mieli wiele świetnych pomysłów. Niestety, wydaje się, że po prostu zabrakło im chęci lub motywacji, by je porządnie zrealizować lub po prostu dokończyć. Czasami miałem wrażenie, że grę robiła grupa osób z ADHD, które co chwile wpadały na nowy pomysł, przystępowały do jego implementacji, ale zanim go porządnie dopracowały, wymyślały coś zupełnie innego, porzucały pracę i zajmowały się nowym pomysłem. Skutkiem tego wszystkie fajne pomysły są niedokończone.
Przejdźmy jednak do szczegółów. Zacznę od największych wad, by zakończyć recenzję jakimś pozytywnym akcentem.
Dialogi i romanse
Bethesda szczyci się tym, że w najnowszym Falloucie można nawiązać romanse z niektórymi towarzyszami. Słysząc o romansach w grze, większość graczy pewnie pomyśli sobie o Mass Effect lub Wiedźminie. W tych grach, by nawiązać romans z postacią niezależną, gracz musiał pogłówkować, zdobyć jej sympatię i skupić na upatrzonej postaci swoją uwagę podczas wykonywania niektórych zadań. W efekcie między graczem, a obiektem westchnień, nawiązywała się więź emocjonalna. Wzmacniały ją wspólne przeżycia, często okraszone flirtem. Jeśli spodziewacie się, że Bethesda podeszła do tematu w podobny sposób, bardzo się zawiedziecie.
W Fallout 4 romanse wyglądają tak: wykonujesz powtarzalne czynności, by zdobyć sympatię danej postaci niezależnej. Kiedy już ta postać jest zachwycona (tym, że np. otworzyłeś kilkanaście zamków), pytasz ją, czy chce być kimś więcej niż przyjacielem. Postać się zgadza i od tego czasu jesteście parą, a oznacza to, że… praktycznie nic się nie zmienia. Twoja druga połówka nadal wypowiada generyczne teksty. Plusem jest jeden dodatkowy profit (np. zwiększone obrażenia, albo lepsze skradanie się) i premia do punktów doświadczenia, którą otrzymujemy, gdy nasza druga połówka jest w pobliżu, w momencie, gdy postać gracza zasypia. Należy tutaj dodać, że romansować można z dowolną liczbą postaci. Nikt nie będzie zazdrosny. Jak widać, romansowanie według Bethesdy nie opiera się na emocjach, a na spełnieniu jednego warunku: wykonaniu pewnej powtarzalnej czynności odpowiednią ilość razy.
System dialogowy jest chyba największym minusem tej gry. Krytykują go niemal wszyscy gracze. Spodobał się tylko tym, którzy twierdzą, że wreszcie nie muszą poświęcać uwagi czytaniu. Dużo w tym prawdy – twórcy postarali się, by dialogi były odporne na złe wybory graczy. Dokonano tego, pozbawiając gracza możliwości wyboru. W dużym skrócie, schemat dialogów wygląda tak:
- powiedz: tak
- powiedz: chyba tak
- sarkastycznie powiedz: tak
- powiedz: nie, ale po chwili powiedz, że jednak chciałeś powiedzieć tak
W każdym etapie dialogu, gracz ma do wyboru cztery kwestie. Widać, że wzorowano się na „kole dialogowym” z Mass Effect. We wspomnianej grze taki system dialogowy całkiem nieźle spełniał swoją rolę. Pozwalał wybierać zróżnicowane kwestie. Ich ilość nie była ograniczona tylko do czterech. Często niektóre z nich zawierały jakieś dodatkowe pytania, sprawiając, że niekiedy wybór składał się nawet z ok. 10 pozycji.
Dialogi w Fallout 4 pokazują najlepiej, że twórcy sugerując się Mass Effect, chcieli zrobić coś fajnego, ale szybko się tym znudzili.
Najgorsze jednak jest co innego. W niektórych momentach scenarzyści dokonali tak absurdalnych skrótów, że na sam ich widok gracz ma ochotę zrobić „facepalma”. Najlepiej prezentuje to poniższy fragment rozmowy z doktor Li, która zarzeka się, że nic jej nie przekona, by pomóc Bractwu Stali. Wystarczy jedna, nie najwyższych lotów, kwestia postaci gracza, by kobieta w dość żenujący sposób zmieniła całkowicie swoje nastawienie. Takich momentów jest niestety sporo.
Jak widać, dialogi w Fallout 4 wypadają najlepiej, kiedy się ich nie czyta i nie słucha.
System walki i rozwoju postaci
Oba zagadnienia opisuję razem, ponieważ system rozwoju postaci jest niemal całkowicie podporządkowany walce. Na oko 90% profitów służy do polepszenia naszych zdolności bojowych. Na tym niestety możliwości rozwoju postaci się kończą. Oficjalnie zastosowano system S.P.E.C.J.A.L., przedstawiony graczom w pierwszych Falloutach. W praktyce system zastosowany przez Bethesdę ma z nim wspólną jedynie nazwę i to, że opiera się na siedmiu atrybutach.
Pamiętacie godziny spędzone przy ekranie tworzenia postaci, gdzie dobierało się optymalny zestaw atrybutów, cech, umiejętności i profitów? Możecie o tym zapomnieć. W Fallout 4 rola atrybutów to jedynie ograniczanie ilości dostępnych profitów. Nie ma skilli, nie ma cech. Wszystko zostało uproszczone tak, żeby nawet szympans nie mógł stworzyć złej postaci. Teraz godziny spędza się tworząc twarz swojego wirtualnego odpowiednika. Na to położono główny nacisk, jeśli chodzi o możliwość kreowania postaci. Wizualny kreator wyglądu postaci jest naprawdę rozbudowany i pozwala stworzyć praktycznie dowolną twarz, ale… trzeba sobie zadać pytanie: czy wygląd postaci naprawdę jest najważniejszy? Przecież nie wpływa on w żaden sposób na grę, a twarz swojego wirtualnego alter ego widzimy i tak tylko podczas dialogów, których się nawet nie chce oglądać (z powodów opisanych wcześniej).
Mechanika walki niewiele się różni od tej, której mogliśmy doświadczyć w Fallout 3 lub New Vegas. Poza tym, że jest wszechobecna. Na Pustkowiu, które jest puste tylko z nazwy, nie da się pierdnąć, żeby nie poczuł tego jakiś super mutant, ghul, bandyta lub inne ścierwo. Dodatkowo, poza miastami praktycznie wszystko jest nastawione wrogo w stosunku do gracza. Halo! Niby minęło 200 lat od upadku bomb. Gdyby przez ten czas wszystko atakowało wszystkich, na długo przed rozpoczęciem głównej fazy gry, na świecie pozostałoby tylko jedno stworzenie. W myśl zasady: może pozostać tylko jeden. A później ten jeden zwycięzca by zmarł z przyczyn mniej lub bardziej naturalnych. Przez większość czasu gry miałem wrażenie, że gram w Borderlands, a nie w Fallouta.
Największa zmiana spotkała system V.A.T.S.. Teraz już nie zatrzymuje on czasu, a jedynie go zwalnia. I to w zasadzie tyle.
Setting gry
Faktem jest, że Bethesdzie udało się stworzyć jedyny i niepowtarzalny klimat w nowych Falloutach. Technologia, osady, informacje znajdowane w terminalach – wszystko to tworzy ciekawy obraz alternatywnej rzeczywistości. Niestety, jeśli zajrzymy pod tą ciekawą otoczkę, ponownie dopatrzymy się niedbalstwa twórców. Stworzony przez nich świat jest tylko miejscem rozrywki dla gracza. Czymś w rodzaju placu zabaw, albo wesołego miasteczka. Szybko odnosimy wrażenie, że jesteśmy pępkiem tego świata. Bez naszego udziału nic się nie przydarzy. Postacie niezależnie nie podejmą żadnej decyzji, jeśli nie będzie ona zależała od nas. Nie podoba mi się to. W grze RPG gracz powinien mieć wpływ na otaczający go świat, ale… ten świat powinien żyć też własnym życiem.
Fan serii znajdzie wiele irytujących go rzeczy. Weźmy na przykład postacie ghuli i super mutantów. Po raz kolejny zrobiono z nich po prostu bezmyślne mięso armatnie. Bethesda zapoczątkowała to już w Fallout 3. Ekipa Obsidianu próbowała ratować sprawę w New Vegas. Twórcy Fallout 4 wypięli się na te wysiłki i znów zrobili po swojemu. O co dokładnie chodzi? Obecność super mutantów i ghuli, a także ich agresja nie jest w żaden sposób wytłumaczona. Istnieją w świecie gry tylko po to, by gracz miał do czego strzelać. Widać, że twórcy nie mieli na te mutanty żadnego pomysłu. Po prostu wsadzili je w każde miejsce związane z jakimś zadaniem. Ot tak, żeby gracz miał trochę rozrywki robiąc 20. raz to samo.
Pozostaje jeszcze sprawa braku spójności z poprzednimi częściami serii. Taki jeden przykład – informacje, które można znaleźć w najnowszej produkcji Bethesdy, sugerują, że Jet był wykorzystywany jeszcze przed Wielką Wojną. Oczywiście wszyscy wiemy, że stworzył go dopiero Myron w czasach przedstawionych w Fallout 2. Kolejny raz wychodzi niedbalstwo i brak chęci, by przyłożyć się do swojej roboty.
Zadania poboczne i główne
Przejdźmy do jednej z najważniejszych rzeczy: zadania. Nie ma co się rozwodzić. Zadania poboczne są po prostu nudne i powtarzalne. Nie trafiłem na żadne, które nie zostałoby stworzone według schematu: idź gdzieś, zabij po drodze hordy przeciwników, weź przedmiot / zabij bossa, wróć zabijając hordy przeciwników, zdaj zadanie. To jeszcze nic. Istnieją też powtarzalne zadania frakcji, w których prym wiodą Minutemani. Są one tak irytujące, że Preston (przywódca tej frakcji) stał się memem internetowym.
Zadania głównej linii fabularnej są już ciekawsze i bardziej rozbudowane. Niestety, w ich przypadku również trzeba się nastawić na zabijanie kolejnych i kolejnych grup przeciwników. Należy też pamiętać o minimalnym wpływie na ich przebieg. Zgodnie z zasadą przedstawioną w części poświęconej dialogom – gracz może jedynie się zgadzać, na cztery różne sposoby.
A co się stanie, gdy ukończymy zadania linii fabularnej? W zasadzie nic. Zakończenie gry jest płytkie i zawsze takie samo. Jeśli spodziewacie się jakiegoś podsumowania Waszych decyzji, tego jak wpłynęły na świat gry i jakie będą jego dalsze losy, zawiedziecie się. Z drugiej strony… Ciężko oczekiwać czegoś innego, skoro podczas całej gry nasze wybory praktycznie się nie liczą.
Przedmioty, crafting i budowanie
Na początek tworzenie przedmiotów. Crafting w grach Bethesdy zawsze był rozbudowany. Trzeba przyznać, że w Falloucie 4 studio przeszło samo siebie. Każdy śmieć, jaki znajdziemy na terenie Bostonu, może być przetworzony. Użyjemy go następnie do zbudowania przedmiotu lub ulepszenia do posiadanej broni. Modyfikować możemy praktycznie wszystko – zaczynając od kolby, kończąc na lufie. Jeśli ktoś lubi takie zabawy, to będzie bardzo zadowolony. Z drugiej strony toporny interfejs mocno psuje zabawę.
Wiele kontrowersji wywołała możliwość budowania własnych osad. W Fallout 4 można budować całe osiedla: stawiać domy, warsztaty, ogrodzenia, umocnienia, itp.. Pomysł ma zapewne tyle samo zwolenników, co przeciwników. Pominę już kwestię tego, jak go zrealizowano. Według mnie dyskwalifikuje go jedno. Wystarczy zadać sobie proste pytanie: Czemu w świecie, gdzie można zbudować całą osadę w kilkanaście minut, ludzkość nadał walczy o przetrwanie? No właśnie… Wiem, że może pracownicy Bethesdy wpadli na ciekawy pomysł, ale nie trzeba go wciskać do gry postapo tylko dlatego, że może się wydawać ciekawy. Totalnie nie pasuje on do przedstawionego świata.
Jest jeszcze jedna rzecz, związana z przedmiotami, o której powinien wiedzieć gracz, nim sięgnie po ten tytuł. Wzorem Skyrima, broń i pancerze w Fallout 4 mają magiczne zdolności. W trakcie gry można się natknąć na broń ręczną (np. deskę) zadającą obrażenia od zimna, wyrzutnię miniatomówek, która leczy. Są nawet takie absurdy, jak miotacz płomieni, który dodatkowo zadaje kilka punktów obrażeń od mrozu! Jeśli chodzi o pancerze – miałem skórzany ochraniacz na nogę, który zwiększał moją umiejętność otwierania zamków. Gdzie tu logika?
Pancerze Wspomagane
Nowa mechanika Pancerzy Wspomaganych naprawdę się twórcom udała. Gracz wreszcie może poczuć, że używa kroczącego czołgu. Pancerz Wspomagany daje poczucie potęgi. Z pozostałymi pancerzami nie ma go co porównywać. To inna liga. Power Armor dostajemy już na początku gry, ale zastosowano sprytne rozwiązanie dzięki któremu nie nadużywamy jego mocy. Przynajmniej nie we wczesnej fazie gry. By PW działał, potrzebne są ogniwa fuzyjne. Na początku są tak rzadkie, że zamiast chodzić wszędzie w naszym prywatnym kroczącym czołgu, musimy go zostawić w bezpiecznym miejscu i radzić sobie innymi sposobami.
Po raz kolejny muszę napisać „niestety”, bowiem i tutaj po pewnym czasie widać niedbalstwo twórców. Dłuższy pobyt na terenach postapokaliptycznego Bostonu uświadamia nam, że Pancerze Wspomagane nie są wcale takie rzadkie. Sam uzbierałem ich 12. Przy czym nie szukałem ich jakoś specjalnie. Trafiałem na nie podczas wykonywania zadań. Jeśli ktoś chciałby pobawić się w kolekcjonera, pewnie uzbiera ich znacznie więcej. Kilka razy trafiłem na PW zamknięty w jakimś transporcie, który utknął na zrujnowanej autostradzie. Naprawdę nikt przede mną nie pomyślał, żeby się do niego dobrać? Kolejny dowód na to, o czym już wspomniałem – cały świat w Fallout 4 istnieje tylko i wyłącznie po to, by cieszyć gracza.
A można było przecież zrobić to inaczej. Na początku dać jeden PW i na tym skończyć. Nowe modele zdobywałoby się poprzez mozolne zbieranie cześć i ulepszanie posiadanego pancerza. O ile więcej frajdy dawałoby skompletowanie wszystkich elementów nowego modelu. Zamiast tego, wystarczy znaleźć kompletny pancerz, gdzieś na terenie Bostonu.
Myślę, że na tym można zakończyć tę litanię niezadowolenia. Poruszyłem większość najważniejszych aspektów rozgrywki. Mam nadzieję, że osobom niezdecydowanym ten artykuł pomoże wyrobić sobie zdanie na temat gry, przed jej zakupem.
Ocena końcowa:
- jako gra, w którą gra się chwilę po pracy, bez zastanawiania się nad jej sensem: 7/10
- jako gra: 4/10
- jako Fallout: 1/10
Autor: Szponix
Nigdy sie nie zdecyuje na zakup tej gry nawet jak na Bethesde to porazka na calej linii ale mozna bylo sie tego spodziewac juz po super banalnej fabule bethesda nie ma za grosz oryginalnosci – w trojce bylismy synem ktory szukal ojca a w czworcie na odwrot jestesmy ojcem ktory szuka syna. I na dodatek ta gra jest jakby zrobiona dla uposledzonych umyslowo wszystko jest do bolu proste jest tu tak malo czytania wszystkie nasze wypowiedzi skrocone ze Bethesda jakby nas miala za analfabetow. I zupelnie nie podoba mi sie model strzelania w new vegas byl o wiele lepszy bo przynajmniej przypominal ze to RPG.
Swietna recka, w calosci sie z nia zgadzam i mam podobne odczucia 🙂
Chyba najlepsze podsumowanie tego czegoś, co nie zasługuje na miano F… (no nie mogę tego wymówić w kontekście innych tytułów serii). Rzetelna recenzja. Pozdrawiam.
Oj dajcie spokój, mi Fallout 4 bardzo się podoba i jest moją 3 naj. grą 2015 oraz jedną z najlepszych w ogóle. Owszem, wiele rzeczy jest tu do poprawy (dziękuję niebiosom za moda, który zmienia te dialogi w pełne wypowiedzi). Pewnie zaraz weterani zaczną na mnie krzyczeć: „Pewnie nie grałeś w oryginalne legendy od Black Isle Studios, ty naiwny, wierzący Bezteście dzieciaku! Beztesta zamieniła rasowego RPG w RPGFPS!”
No cóż… ja jestem graczem z „nowej/teraźniejszej” epoki, a Fallout 4… jest nawet lepszy niż NV od Obsidian’u! A czemu?
A no temu, że w NV po jakiś 65 godzinach… poczułem już nudę. Bo miałem wrażenie, że wszystko zrobiłem (3 zakończenia wpadły 😀 tylko z Panem House’em mam problem, bo… Szton mi przepadł ot tak sobie, a Cezar go nie ma, tak więc na marginesie proszę o pomoc). Oczywiście jakieś pojedyncze kwestie zostały, ale nie chce mi się ich szukać, a na DLC jestem za biedny. A w Falloucie 4 zawsze jest coś do eksploracji, zrobienia, questy dla frakcji są jedne z najlepszych, rozbudowa osad to niby coś opcjonalnego, ale wciąga…. i tak dalej.
Także oficjalnie ma ona 9/10 na moim koncie. Piszcie co chcecie, ale dla mnie Bethesda ma u mnie szacun.
Jednym słowem propozycja dla graczy, którzy oczekują interaktywnego filmu – do tego klasy „B”. Trudno, moja kolekcja Falloutów pozostanie niepełna, chyba że dadzą w „peniakach” CD-Action.
Na razie przy F4 bawię się lepiej niż przy Wiesławie 3, którego od maja zeszłego roku nie miałem ciśnienia skończyć (fabułą wydaje mi się w nim tak§ miałka, że nie czuję do niej żadnego pociągu).
Nie grałem w czwórkę, ale opinie i filmiki wystarczą żeby zgodzić się z recenzją. Tyle lat nerwowego czekania, czy będzie czwórka, potem kiedy będzie, a gdy już się ukazała, otrzymaliśmy najgorszego Fallouta w historii. Nawet nie bardzo wiadomo czy to Fallout czy Borderlands czy dodatek do Mass Effect. Fabryka Bethesda dogoniła w olewaniu graczy innych gigantów – EA i Ubisoft. Produkują gry nie zważając na potrzeby graczy, idą na łatwiznę i pomysły czerpią z modów tworzonych przez graczy, tylko robią to bardzo niechlujnie. Zamiast dodać coś ciekawego od siebie, to albo „kopiuj – wklej” albo okrojone. Czy oni nie wiedzą kto jest ich klientem? Jeśli dalej będą olewać graczy, kto będzie kupował ich produkty? Gra to nie odkurzacz, nie wystarczy że działa. Weźmy takie „One of Us”, niestety tylko na konsolę. To jest przykład gry z duszą, gry tworzonej a nie produkowanej dla zysku. Ponoć nic nie trwa wiecznie, wierzę że kiedyś to się zmieni.