– Tex wstawaj! Texa jak co dzień zbudziła matka. Żył z ojcem i matką na niewielkiej farmie na drodze z Klamath do Den. Mieli małe stadko brahmninów i pole kukurydzy.
Pewnie będę musiał nakarmić brahminy – pomyślał Tex. Po śniadaniu (smażony gecko) chłopiec poszedł do zagrody, ku jego zdziwieniu matka mu oświadczyła, że ma dzisiaj dzień wolny.
– To gdzie idziemy Dogie?
– Woof!Woof!
– Dobra pójdziemy w kierunku Den.
Wraz ze swoim psem Dogim udali się w tym kierunku. Zbliżało się popołudnie, więc wrócili do domu. Czekała go tam miła niespodzianka.
– Tato! Jak tam łowy? – spytał ojca.
– Kiepsko. Ten tydzień został zmarnowany. Nie złapałem ani jednego gecka – odparł ojciec.
Kolacja upłynęła w milczeniu. Gdy Tex poszedł spać Russel zaczął poważną rozmowę z Becky.
– Sytuacja jest coraz gorsza Becky. Nie wiem co zrobimy jeśli następnym razem czegoś nie upoluje. Kończą nam się medykamenty, a ja nie mam skór na wymianę.
– Nie martw się tym teraz – powiedziała Becky – następnym razem ci się uda.
– Oby.
Ranek wstał, a wraz z nim rodzice Texa. Z południowego wschodu szła ku ich chacie grupka pięciu ludzi.
– Ta samotna chata nadaje się w sam raz.
– Masz racje, ale jeśli jest opuszczona?
– Co ty Greg, debilu. Nie widzisz, że w zagrodzie są brahminy. Ktoś musi się nimi opiekować.
Grupka ludzi okazała się Slaverami, a to nie wróżyło dobrze. Zbliżali się do domu powoli i ostrożnie, by niepotrzebnie się nie narażać. Russel zauważył ich i był niespokojny, jego niepokój zauważyła żona.
– Czym się martwisz Russel?
– Mam dobry wzrok i widzę, że ci podróżnicy mają tatuaże na czole, więc są łowcami niewolników. Już za późno by uciekać. Będziemy musieli się bronić.
Slaverzy doszli do domu.
– Grisznak słyszysz coś?
– Nie chyba nie ma nikogo w chacie.
Jednak chyba słuch go zawiódł. W następnej chwili padł przebity włócznią Russela. Łowcy wyciągnęli broń. Jeszcze jeden Slaver padł. Russel rzucił się już ku trzeciemu, ale dostał serią z 10mmSMG prosto w głowę.
– Nieee!
Tex nie mógł w to uwierzyć. Jego ojciec nie żyje! Matkę i jego mogą też zaraz zabić. Slaverzy zwabieni krzykiem wyszli do chaty. Trzeci Slaver padł od ciosu nożem kuchennym.
– Giń suko!- krzyknął Greg.
Becky dostała w kulą w klatkę. Kula przeszła na wylot przez serce. Umarła. W tej samej chwili na napastników rzucił się Dogie. Został natychmiast zastrzelony.
– Brać gówniarza!
Tex dostał kopniaka w twarz i zemdlał.
Obudził się. Jeden Slaver ciągnął go po ziemi za nogi. Miał skrępowane ręce. Gdy Slaver zauważył, że Tex się ocknął kazał mu iść. Wieczorem się zatrzymali. Rankiem ruszyli w dalszą wędrówkę. Szli pięć dni. Dotarli do Den. Szli przez miasto. Weszli do jakiegoś budynku. Było w nim kilkunastu Slaverów.
– Widzę, że przyprowadziłeś chłopaka. Gdzie jest reszta grupy? Było was pięciu.
– Szefie, Grisznak i tych dwóch nowych wypierdków nie żyje. Rodzice tego bachora zabili ich.
– Hmm… Trudno, pakuj go do reszty. Oto twoja zapłata.
Texa wprowadzono do klatki, w której było mnóstwo niewolników. Zbliżała się noc. Nazajutrz jeden z łowców niewolników wyciągnął go z celi.
– Będziesz służył Metzgerowi. Zanieś mu to jedzenie i to szybko bo pożałujesz.
Chłopak wziął tacę i wszedł do pokoju zobaczył tam łysego faceta, zapewne Metzgera.
– Dawaj to żarcie.
Tex już dawał tacę Metzgerowi gdy się potknął i wszystko poleciało na przywódcę Slaverów. Tex dostał cios w twarz.
– Gówniarzu patrz co narobiłeś!- złapał Texa za kark – Odtąd będziesz codziennie przynosił mi posiłki! Jeśli coś zrobisz źle dostaniesz! A teraz wynoś się gówniarzu!
Następnym razem Texowi poszło lepiej. Minął tydzień, a tylko raz mu się dostało.
Cztery lata minęły odkąd Tex McLaren został niewolnikiem. Był już duży, miał 16 lat. Szedł z tacą do Metzgera. Na tacy był nóż. Tex ułożył plan. Wszedł do pokoju. Meztger leżał na swoim łóżku.
– Gdzie jest nóż sukinsynie!
– Tutaj – i szybkim ruchem wbił go mu w szyję.
Zrobił to, zabił. Zabił pierwszego w życiu człowieka. Poszło po jego myśli. Znienawidzony przez niego Slaver nie wydał przy śmierci żadnego dźwięku. Znalazł obok trupa shotgun i trochę amunicji.
– Może się udać- mruknął do siebie Tex. Teraz w gildii było pięciu Slaverów. Wyskoczył przez drzwi i oddał dwa strzały. Jeden Slaver dostał w głowę, która się rozprysła we wszystkich kierunkach. Drugi Slaver też padł. Przeładował szybko shotguna, gdy w tym samym momencie wpadło trzech Slaverów. Dwóch z nich padło. Trzeci wystrzelił. Spudłował. Tex szybko podbiegł i wymierzył mu cios w żołądek. Potem sprzedał mu jeszcze kopniaka w twarz. Wyciągnął nóż którym zabił Metzgera i wbił go Slaverowi w plecy. Był wolny! Podszedł do klatki i uwolnił niewolników.
– Łowcy Niewolników strzeżcie się, gdyż ja, Tex McLaren, nie spocznę póki was wszystkich nie wybiję.
Autor: Kronos